Przez góry wjeżdżamy do Hondurasu. Trwa to naprawdę wieki. Pierwsze wrażenie? Nie ma sprzedawców pakujących się do autobusu przy każdej okazji, jak to miało miejsce w Salwadorze i innych odwiedzonych dotąd krajach. Cóż, host z Santa Tekli mówił nam, że mieszkańcy tego kraju są leniwi… Ile w tym prawdy nie wiemy. Dojeżdżamy w końcu do pierwszego miasta – Marcali. Jest niewielkie i miłe. Odnajdujemy targ, na którym kupujemy za bardzo małe pieniądze kurczaka z nachos i fasolą. Jedziemy dalej w stronę Tegucigalpa. Na Honduras też niestety mamy bardzo mało czasu. Chcemy bowiem zdążyć do Kostaryki na Boże Narodzenie.
Krajobrazy są podobne jak w Salwadorze. Docieramy do stolicy. Marcin stwierdza od razu, że to miasto niczym z koszmaru. Wygląda jak naprędce sklecone, chaotycznie, byle jak. (dalej pisanie kontynuuje Marcin) Położone jest pięknie, między wzgórzami, ale domy są brzydkie, wszędzie pełno samochodów czy autobusów rozłożonych na części. Nasz chickenbus kończy jazdę na jakiejś ulicy. Wysiadamy i od razu otaczają nas taksówkarze, którzy jednak są dość sympatyczni i wyjaśniają nam wszystko, mimo że wiedzą, że nie skorzystamy z ich usług. Dzwonimy z knajpy do hosta. Po pół godzinie pojawia się. Ola uśmiecha się od ucha do ucha. Nasz host jest bosko przystojny i niesamowicie miły. Zastanawiam się nawet przez chwilę, czy moja zauroczona tubylcem siostra nie zostanie w tej koszmarnej stolicy Hondurasu i czy nie będę musiał kontynuować podróży sam. Jedziemy z Gustawo, bo tak ma na imię, do jego firmy którą prowadzi ze swoim wspólnikiem. Zajmują się tworzeniem grafiki i robieniem stron internetowych. Od razu dostajemy do dyspozycji dwa komputery i ruszamy do pisania.
Wieczór spędzamy na koncercie jazzowym oraz na urodzinach u koleżanki naszego hosta. Mieszkańcy stolicy, przyjaciele Gustawo są przemili i strasznie przejmują się tym, co zobaczymy w tym państwie, opowiadają o planach rządu na przyciągnięcie większej ilości turystów. Wszyscy są zaciekawieni Polską i naszą podróżą. Pytają: Jakie są polskie kobiety, a jacy mężczyźni? Jak wyglądają w Polsce święta? Trochę nam głupio mówić, że spędzimy w ich państwie tak mało czasu. Na wszelki wypadek dorzucamy, że jedziemy jeszcze nad morze do San Lorenzo, chociaż w rzeczywistości po spędzeniu dwóch nocy w stolicy zamierzamy ruszyć prosto do Nikaragui. Jak to dobrze znowu trafić do hosta z Hospitality!