Kuba jest najprawdopodobniej jednym z najbezpieczniejszych krajów na świecie. Jest to raj szczególnie dla turystów. Policja jest miła, a jednym z jej głównych zadań jest pomoc i ochrona udzielane przybyszom z innych krajów. Ludzie zawsze uśmiechem odpowiadają na uśmiech, cieszą się kiedy robi się im zdjęcia, można wręcz zaglądać przez okna, a czasem nawet wchodzić do ich domów. W Hawanie właziliśmy wszędzie, skręcaliśmy w każdą ulicę, która tylko wydała nam się ciekawa. Spacerowaliśmy po najbardziej podłych rejonach miasta, zaglądając do każdej dziury i każdego zaułka. Prawie zupełnie wyzbyliśmy się czujności.
Drugiego dnia spacerowaliśmy między domami znajdującymi się nieopodal nadmorskiego deptaka Malecón. Kobieta w jednym ze sklepów ostrzegła nas żebyśmy uważali na złodziei, bo dużo ich się tu kręci. Niedługo później natknęliśmy się na policjanta, który był zszokowany co my tu robimy, turyści powinni chodzić tylko głównymi ulicami, bo tu jest bardzo niebezpiecznie. Nic oczywiście sobie nie robiąc z tych ostrzeżeń poszliśmy dalej. Kolejnego ostrzeżenia udzieliły nam trzy dziewczyny siedzące na krawężniku, którym Marcin robił zdjęcie, powiedziały żebyśmy bardzo uważali na aparat.
Przeszliśmy 500 metrów dalej, żeby przeżyć pierwszy w naszej podróży napad. Szybki, wręcz błyskawiczny, dokonany przez jakiegoś zwinnego gówniarza, wymierzony… oczywiście w olbrzymi aparat Katki. Napad na całe szczęście zakończył się niepowodzeniem, bo Kat nie dała wyrwać swojego skarbu. Do domu wracaliśmy z bijącym sercem. Głównymi ulicami…
Nie mogliśmy odpędzić od siebie myśli, że… co będzie dalej, skoro coś takiego przydarzyło nam się w najbezpieczniejszym kraju na trasie. I to już drugiego dnia. Nauczyliśmy się też, że warto słuchać ostrzeżeń.