Sylwester okazał się niczym w porównaniu z tym, co wydarzyło się dnia następnego. 1 stycznia cała wioska świętowała Chichę. Jest to impreza urządzana przez rodziców z okazji pierwszej miesiączki swojej córki. Swoją nazwę wzięła od napoju znanego nie tylko w Panamie ale także w wielu krajach Ameryki Łacińskiej. Chichę przygotowuje się z kukurydzy, wlewa do dzbanów, gdzie poddana zostaje procesowi fermentacji. W smaku napój ten przypomina kiepskiej jakości wino owocowe. Mieliśmy wyjątkowe szczęście, że obchodzono tę uroczystość akurat w czasie naszego pobytu na Tigre.
Chicha dojrzewała przez wiele dni, a kiedy już była gotowa wszyscy mieszkańcy wyspy zebrali się w dużej chacie. Bohaterką ceremonii była dziewczynka, która właśnie stała się kobietą. Ciało pomalowano jej na czarno, co miało stanowić ochronę przed złymi duchami. Biedaczka stała przez wiele godzin z miską pełną sfermentowanego napoju kukurydzianego, a kolejne osoby podchodziły do niej by otrzymać swoją porcję chichy. Kiedy ta się skończyła, podano piwo i rum. Rodzice dziewczynki zadbali o to, żeby z tej imprezy nikt nie wyszedł trzeźwy. I chyba też nikt nie miał takiego zamiaru.
W chacie pito, palono i rozmawiano, jednak co pewien czas wesoły korowód wychodził na zewnątrz by zatańczyć tradycyjny taniec Kuna, ten sam którego dzień wcześniej uczył nas Fidel oraz Nestor. Wraz z ilością wypitego alkoholu muzyka nieco się zmieniała Z dźwiękami fletu konkurować zaczęła Shakira i inni najbardziej popularni latynoscy wykonawcy.
Indianie palili jak lokomotywy – papierosy Elephant z charakterystycznym zielonym filtrem lub fajki. Najbardziej zdziwiła nas transformacja kobiet. Te zdystansowane i milczące niewiasty, które do tej pory ożywiały się tylko wtedy, gdy chciały nam sprzedać coś ze swojego rękodzieła, nagle stały się otwarte i serdeczne. Obejmowały nas, częstowały papierosami i chichą, chętnie rozmawiały, pozowały do zdjęć. Bariera pomiędzy nami została cudownie przełamana, choć tylko powierzchownie i zaledwie na parę godzin.
Pierwszy raz w życiu zobaczyliśmy taką ilość kobiet, również starszych pijących na umór. Wymiotowały, po czym wracały do zabawy. Jedna straciła przytomność i upadła na ziemię, więc ci którzy jeszcze byli w stanie, wynieśli ją do domu.
Główna bohaterka ceremonii minę miała nietęgą. Może zwyczajnie męczyło ją stanie w jednym miejscu i nalewanie alkoholu coraz bardziej pijanym gościom, a może też zdawała sobie sprawę, że właśnie skończyło się jej dzieciństwo. Wkrótce pewnie zostanie żoną i matką. W społeczności Kuna poślubienie 12, 13 letniej dziewczynki to rzecz zupełnie normalna. Wraz z zamążpójściem kobieta zaczyna nosić na co dzień tradycyjny indiański strój, skraca włosy, zakłada ozdoby (bardzo popularny jest na przykład duży kolczyk w nosie).
Pozycja kobiet Kuna wydaje się całkiem dobra. Obdarzane są szacunkiem, a rodzice cieszą się z przyjścia na świat dziewczynki, zgodnie z tradycją bowiem zostanie ona razem z nimi. Kiedy wyjdzie za mąż, mężczyzna wprowadzi się do jej chaty. W ten sposób domostwo powiększy się i wzmocni, będzie więcej rąk do pracy.