W niedzielny wieczór spacerujemy po Ciudad de México. Przydałby się jeszcze przynajmniej jeden dzień żeby tak naprawdę zobaczyć to miasto. Niestety czas nas goni i musimy ruszać dalej. W takich chwilach żałujemy, że nie mamy na zrobienie tej trasy roku…
Żeby nie tracić czasu jedziemy autobusem (dochodzimy do wniosku, że wydostawanie się z tak olbrzymiego miasta stopem zajęłoby zbyt dużo czasu). Po paru godzinach jesteśmy w Puebli. Przyjmują nas w swoim mieszkaniu rodzice chłopaka, który jest członkiem hospitality. Drzwi otwiera nam służąca. Mieszkają tu razem z dwiema miłymi córkami.
Zwiedzamy Pueblę, Katka w tym czasie jedzie do Choluli. W ogóle nasze drogi z nią powoli się rozchodzą, podróżujemy tylko razem, a po dotarciu na miejsce każdy idzie w swoją stronę. Puebla to naprawdę ładne miasteczko. Mnóstwo studentów, fajne knajpy. Przepiękne kościoły.
Wieczorem czeka nas miła kolacja u naszych hostów – spaghetti i trochę meksykańskich smakołyków. Popijamy Cuba Libre. Od paru dni marzyliśmy o internecie. Nasz gospodarz oferuje nam trzy komputery, po jednym dla każdego!
Teraz mogę komentować