Po powrocie do hotelu z lotniska, wpadam na pomysł, by zobaczyć w okolicy słynny cmentarz Chauchilla z mumiami. Organizuję taksiarza, który za 33 sole (zł) chce zawieźć nas na cmentarz, poczekać i wrócić. Czyli zrobić 60 km i stracić jakieś 2 godziny. Cena wydaje się ok, wiec jedziemy. Węgrzy oczywiście z nami. Krajobraz jest pustynny. Tu prawie nigdy nie padają deszcze i jest strasznie gorąco. Zresztą większość Peru to niezamieszkała piaszczysta pustynia lub skaliste góry. Dopiero w okolicach Kordyliera Blanca i Cuzco można dostrzec kolor zielony. Tutaj nieliczne oazy żyznej ziemi znajdują się w dolinach rzek i są dodatkowo nawadniane.
Docieramy na cmentarz. Płacimy po 5 soli od łebka za wstęp. Oprócz nas nie ma nikogo. Na pierwszy rzut oka miejsca nie sprawia dobrego wrażenia. Na środku pustyni widać kilkanaście zadaszonych dołów. Ruszamy. To co jednak widzimy w środku przerasta nasze oczekiwania. Widzimy otwarte groby, a w nich dobrze zachowane mumie z włosami i ubraniami. Cmentarz ma około 1000 lat.
Przedstawiciele tej kultury chowani byli w pozycji siedzącej, ponieważ wierzyli w reinkarnację i chcieli być lepiej przygotowani do przyszłego życia. Widzimy kościotrupy dzieci a także trupy „w stylu rasta” z bardzo długimi włosami zlepionymi w dredy. Okazuje się, że była to oznaka zajmowania przez owego osobnika wysokiego stanowiska w swojej społeczności. Groby były wielokrotnie okradane z kosztowności. Miły taksówkarz opowiada nam, że pobliskie góry kryją w sobie złoto i także on wielokrotnie wybierał się na poszukiwanie tego cennego kruszcu.
Wracamy szczęśliwi do Nazca. Ola stwierdza, że cmentarz był ciekawszy od lotu samolotem. O 16 przybywa autobus i razem z naszymi węgierskimi przyjaciółmi ruszamy do Arequipy.