Po 3-godzinnej jeździe autobusem wieczorem dotarliśmy do Nazca. Wysiedliśmy na skrzyżowaniu pełnym straganów. Krótkie pytanie do przechodnia i już wiemy, że nasz hostel jest o parę kroków stąd. Cena w miarę przystępna – 20 zł od dwóch osób. Na recepcji poznajemy miłych Węgrów, którzy właśnie pytają się o przeloty nad znakami na pustyni. Okazuje się, że w Nazca cena za przelot spada do 40 dolarów. W Limie oferowano nam to samo za 50 dolarów, w Paracas za 45 a tutaj za 40. Kolejna mylna informacja Lonely Planet, który podawał że o wiele taniej można wykupić lot w Limie niż w Nazca. My zbijamy ostatecznie cenę do 38 dolców i następnego dnia mamy wylecieć.
Jak to zwykle bywa, gdy się spotyka kogoś z Europy Wschodniej, od razu nawiązujemy z Węgrami bliższą znajomość. Wyciągają wino i zaczyna się przyjacielska dyskusja. Słyszymy po węgiersku miłe słowa: „Polak Węgier dwa bratanki”. Facet z recepcji pyta się, czy Polska i Węgry to jeden kraj. Odpowiadamy, że nie ale że kiedyś mieliśmy wspólną granicę i jesteśmy państwami zaprzyjaźnionymi.
Niestety Węgier rozmawia po niemiecku, a Węgierka po angielsku i włosku. Gdy on mnie zagaduje po niemiecku ona i moja siostra nic nie rozumieją. Przechodzimy więc na angielski, a dziewczyna tłumaczy przyjacielowi. Ona pilotuje grupy do Włoch, on ma pensjonat. Są bardzo sympatyczni.
Lajos, bo tak się nazywa Węgier zna trochę Polskę. Przechodzimy na tematy polityczne. Ku naszemu miłemu zaskoczeniu nasi bracia znad Dunaju także głosowali przeciwko Unii Europejskiej w referendum i to z tych samych powodów. Biurokracja, socjalizm, tworzenie chorego tworu, który przegrywa ekonomicznie z całym światem. Na szczęście w naszej podroży spotykamy wiele osób myślących podobnie. Szwajcar mieszkający w Kostaryce nie chce wracać do swej ojczyzny, bo obawia się, że wejdzie do Unii. Juan Carlos z Gwatemali, który jest zakochany w Polsce, ku naszemu zdziwieniu pytał, czemu naród tak mądry jak Polacy wszedł do instytucji tak beznadziejnie funkcjonującej i głupiej, jaką jest Unia Europejska.
Tłumaczyliśmy mu, że ludzie w Polsce głosują za UE, bo widzą lepsze życie w krajach należących do wspólnoty i myślą, że to efekt członkostwa w tej organizacji, która formalnie nie istnieje. Albo po prostu marzą o tym, żeby uciec do pracy w Anglii. Słowenia nie należąca do Unii, przez ostanie 15 lat przegoniła pod względem poziomu gospodarczego należącą do Unii Grecję. Irlandia skorzystała nie na Unii ale na EWG. Teraz UE wymusza od niej podwyżkę podatków. Ludzie nie potrafią rozdzielić tego, że Europejski Obszar Gospodarczy to korzyści w postaci swobodnego przepływu towarów, kapitału i ludzi, ale wcale nie trzeba być w Unii Europejskiej żeby być w EOG. Są państwa, które należą do EOG, a nie są w UE. Tak samo z układem z Schengen. Nie wszystkie kraje UE do niego należą, ale tez należą do niego kraje spoza Unii. Unia to zbiór traktatów, które od Maastricht starają się stworzyć wielkie biurokratyczne państwo.
No ale dość tej polityki. Wracamy do Nazca. O 9 rano ruszamy busem na lotnisko. Czeka na nas mały samolocik Cessna z dwoma pilotami. Wcześniej oglądamy film dokumentalny o liniach. Lot ma trwać 35 minut. Startujemy. Pogoda jest piękna. Strasznie się cieszę, że mogę coć takiego zobaczyć. Samolot jednak się trochę trzęsie i w ogóle boję się, czy nie spadniemy. Zaraz pojawia się jednak inny problem. Pilot przechyla samolot w taki sposób, aby można było zobaczyć linie z każdej strony samolotu. ¨Monkey on your left. Monkey on your right.¨ – pilot pokazuje nam kolejne znaki. Jest ich chyba z 11. Niestety każde przechylenie samolotu sprawia, że zbiera mi się na wymioty. Po 10 minutach lotu tylko marzę o tym, kiedy to się wszystko skończy. Oddaję Oli aparat, by ta robiła zdjęcia. Wszyscy milczą, mi z czoła cieknie pot. Myślę, że tylko ja mam takie problemy. Gdy szczęśliwie lądujemy okazuje się, że wszyscy byli już na granicy zwrócenia ostatniego śniadania. Stwierdzamy, że nigdy byśmy drugi raz nie wsiedli do tego samolotu. Ale ja mimo tego się cieszę, że miałem okazję zobaczyć to niesamowite zjawisko, jakim są linie z Nazca. Na same miasto nie ma co tracić czasu, nie ma w nim nic interesującego. Ale okolice kryją niesamowite niespodzianki, o czym napiszę w następnej wiadomości.