Jechaliśmy do Oaxaci naprawdę przez przepiękne tereny! Najpierw szczyty gór w chmurach, później stoki całe porośnięte kwiatami i kaktusami. Nigdy w życiu nie widziałam tak kolorowych gór!
Każdy w podróży ma jakieś marzenia. Moim było trafienie do schroniska, gdzie gromadziliby się podróżnicy. Na takie właśnie miejsce trafiliśmy po raz pierwszy w Oaxace. Przyjechaliśmy dosyć późno, hostów z hospitality club nie mieliśmy. Zostawiłyśmy Marcina pod kościołem i poszłyśmy z Katką szukać taniego noclegu. Po odwiedzeniu paru miejsc, łącznie ze schroniskiem dla bezdomnych, trafiłyśmy w końcu na hostel ¨Santa Isabel¨, przycupnięty przy ulicy Independencia. Nocleg ze śniadaniem kosztował 6 dolców. Ale jakbym miała do wyboru za tą sama cenę to i jakiś super hotel, zostałabym tutaj. Jest to miejsce magiczne. Śpią tam sami podróżnicy. Wszyscy robią coś podobnego do nas. Mają po 4, 6 miesięcy wakacji. Zazwyczaj jadą w stronę Gwatemali, albo właśnie stamtąd wracają.
Katka zaraz zaznajomiła się z jakimiś Hiszpanami. Był to kolejny etap rozpływania się Katki, jej znikania z naszego życia. My poznaliśmy Tinę ze Słowenii. Naprawdę super dziewczyna. Gadaliśmy i śmialiśmy się cały wieczór. Szkoda, że jechała w kierunku przeciwnym do naszego. Jej podróż praktycznie już dobiegała końca. Zmierzała w stronę stolicy Meksyku. W trakcie takich podróżniczych rozmów popada się trochę w paranoję. Tego okradli w Hondurasie, kogoś innego w Gwatemali. Jeszcze inny twierdzi, że jechać do Panamy to samobójstwo. Pewien Francuz wiele dni był w szoku po tym, jak mu przystawili w biały dzień pistolet do głowy. Planujemy powoli zakup maczety, po wyjeździe z Meksyku… Dziwne, bo już kiedy wyjeżdżaliśmy z Kuby, zdawało nam się że wkraczamy w strefę zagrożenia… Tymczasem w Meksyku czujemy się naprawdę świetnie. I mówimy sobie, że pewnie dopiero w Gwatemali się zacznie prawdziwy hard core. Mam nadzieję, że nie zacznie się nigdy…
Poznaliśmy też dwie Niemki, które siedzą już w tym schronisku dwa miesiące. Bardzo im się podoba w Oaxace, zaczęły pracować w lokalnym barze (bardzo fajnym zresztą, następnego dnia go odwiedziliśmy). Powiedziałam jednej z nich że trochę im zazdroszczę, że mogą sobie gdzieś tyle czasu zostać, a nasz program jest bardzo napięty. Ona na to, że na pewno znajdziemy takie miejsce z którego nie będziemy chcieli tak szybko wyjeżdżać i że po prostu tam zostaniemy. Zobaczymy…
Następny dzień cały poświęcamy na zwiedzanie miasta. Spędzamy naprawdę fajny wieczór. Idziemy razem z Tiną na irański film Turtles can fly. Grają to w jakimś alternatywnym kinie za darmo. Niezły klimat. Jesteśmy gdzieś w Meksyku i oglądamy film irański. Do tego naprawdę świetny! Po filmie staramy się kupić piwo, ale nam się nie udaje. Wszystkie sklepy zamykają się tu o 22. Kończymy w naszym schronisku na herbacie.
Kartka od Katki znaleziona na moim plecaku: nie wiem jakie macie plany, ja jadę autobusem nocnym do Zipolite. Może się spotkamy, a może nie. Katka się rozpłynęła. Żegnamy się z Tiną i idziemy spać. Naprawdę przykro wyjeżdżać z tego miejsca.