Radzimy się Rony’ego, jak najlepiej dojechać z Cartageny do Santa Marta. Poleca nam prywatną firmę autobusową Marsol. Mówi, że tańsze autobusy odchodzą z terminalu położonego 1,5 godziny drogi od miasta i jadą wiele godzin. Decydujemy się więc na Marsol, ale za przejazd musimy słono zapłacić. Jeden bilet kosztuje 40 tys peso (ok 20 usd). Kierowca zgadza się za dopłatą w wysokości 5 dolarów dowieźć nas do samej Tagangi, miejscowości położonej 15 minut jazdy od Santa Marta. Matylda za przejazd nie płaci.

Podróż wzdłuż wybrzeża Morza Karaibskiego trwa około 5 godzin. Przejeżdżamy przez Barranquilla, miasto pochłonięte karnawałowym szaleństwem. Codziennie w kolumbijskiej telewizji można zobaczyć relacje z ulicznych szaleństw oraz co ważniejsze z wyborów królowej karnawału. Barranquilla niczym magnez przyciąga miejscowych i turystów w lutym i marcu, dzięki czemu nadmorskie miejscowości takie jak Taganga mogą odetchnąć. Dzięki temu my będziemy mogli odetchnąć od tłumów i rozkoszować się w miarę pustą plażą.


W Taganga skazani jesteśmy na hostel. Po przybyciu do tego niewielkiego, miłego miasteczka rozpoczynamy poszukiwania. Na każdym kroku napotykamy na strzałki prowadzące do kolejnych pensjonatów, hosteli, prywatnych kwater. Można tu znaleźć miejsca klimatyczne, niedrogie, z ogrodem, z kolorowymi hamakami, z pełnymi ciekawych opowieści podróżnikami z całego świata. Nie wiem w jaki sposób, ale w końcu decydujemy się na Latin Hostel, położony na uboczu, zupełnie pusty, z ogrodem w którym nie ma hamaków, a napełniony w 1/3 brunatną wodą basen jest najlepszym dowodem na to, że na porę deszczową trzeba jeszcze kilka miesięcy poczekać. „W całym Taganga mamy problem z wodą” – wyjaśnia z uśmiechem miła właścicielka. Znużeni wędrówką, zachęceni w miarę niewysoką ceną (25 usd za pokój) oraz zamontowaną nad łóżkiem klimatyzacją, decydujemy się zostać.

Po chwili, już z kluczem w dłoni siedzimy na niewielkim podwójnym łóżku (na którym będzie trzeba zmieścić się w trójkę) i zastanawiamy się dlaczego tak pochopnie podjęliśmy decyzję, mając tyle dużo bardziej atrakcyjnych miejsc wokół. Staramy się jednak dłużej o tym nie myśleć i ruszamy w stronę plaży. Taganga to mekka niebieskich ptaków z całego świata. Jemy obiad w pizzerii prowadzonej przez Argentyńczyków, na plaży spotykamy Amerykankę z trójką śniadych, wesołych dzieciaków, ba! spotykamy pierwszych w czasie naszej podróży Polaków (chłopaków z Wrocławia) – mieli spędzić tu noc, siedzą już tydzień. Półtorej godziny jazdy stąd znajduje się Aracataca – miejsce narodzin Gabriela Garcii Marqueza, mityczne Macondo ze „Stu lat samotności”. Nie mamy czasu, żeby tam pojechać, ale zdaje się że magiczna aura tego miejsca dociera również tutaj. Może przybysze z zewnątrz podobnie jak bohaterowie książki zapadają na chorobę zapomnienia? Dotychczasowy świat staje się nieistotną przeszłością, a Taganga wciąga.

Miejscowa plaża nie jest może rajska – jej czystość pozostawia wiele do życzenia, ale miła karaibska muzyka, ciepła morska woda, świeże soki i słodka kolumbijska kawa serwowana przez obwoźnego sprzedawcę w plastikowych kubeczkach za 300 peso, niwelują wszelkie niedogodności. Dodatkowo Taganga położona jest w zatoce, ma delikatne zejście do morza i taflę wody spokojną niczym w jeziorze. Można się tu kąpać aż do zmierzchu.

Spędzamy spokojny wieczór w hostelu. Okazuje się, że jednak był to znakomity wybór. Matylda poznaje bowiem najlepszą w tej podróży przyjaciółkę – 6 letnią Sofi, córkę właścicielki. Biegają jak szalone po pustych pokojach i ogrodzie do późnych godzin wieczornych. Bariera językowa zdaje się nie istnieć.
