Wieczorem o 20:00 ladujemy w Cartagenie, jest cieplo ponad 30 stopni. Na lotnisku powinien oczekiwac na nas nasz nowy host z couchsurfing – Rony. Jak zawsze w takiej sytuacji chwila niepewnosci, czekamy kilkanascie minut i w koncu widzimy ciemnoskorego mezczyzne, ktory kieruje sie w nasza strone. Tym razem bedziemy musieli zaplacic za nocleg, poniewaz Rony nie udostepnia swojego domu za darmo, po prostu z couchsurfing uczynil jedno ze swoich zrodel dochodu. I tak jest to oplacalne, bo za pokoj placimy 30 tysiecy peso (ok 15 dolarow), jest to mniej niz w hostelu.
Witamy sie, lapiemy taksowke, a Rony informuje nas, ze jedziemy do dzielnicy La Boquilla. W taksowce rozbrzmiewaja juz karaibskie rytmy, po drodze mijamy apartamentowce, kilka znanych na calym swiecie hoteli, krajobraz zaczyna sie jednak zmieniac, zabudowa staje sie niska, a domki ubogie. Dojezdzamy, Rony prowadzi nas ciemnymi zakamarkami swojej dzielnicy. Wymieniamy z Ola spojrzenia i zastanawiamy sie, gdzie wyladowalismy po raz kolejny. W koncu docieramy do domu, Rony ma trojke dzieci, zatem Matylda i dzieciaki zaczynaja nawiazywac kontakt, pozniej ogladaja telewizje, ktora dzieciom Roniego towarzyszy caly czas. Zostajemy ulokowani w wygodnym pokoju z dwoma lozkami (w czasie tej podrozy to rarytas!).
Wychodzimy na kolacje, na ulicy glosna muzyka karaibska, jemy kurczaka za 2,5 dolara, przygladamy sie ludziom i ich zachowaniom, ulicy. La Boquilla to zupelnie czarna dzielnica Cartageny. Jestesmy tu jedynymi bialymi. Budzimy zainteresowanie, a szczegolnie nasza mala jasnowlosa dziewczynka. Dzieki Ronemu mamy okazje poznac miejsce, do ktorego normalnie z pewnoscia bysmy nie zawitali.
Rano idziemy na plaze, juz przy jej wejsciu jestesmy nagabywani przez roznej masci sprzedawcow i naciagaczy. ¨Kupujemy¨ zadaszony namiot na plazy, bo to konieczne, by w ogole skorzystac, ale takze rozsadne bo slonce jest okrutne. Slonce prazy, kapiemy sie, jest bardzo przyjemnie.W koncu odpoczywamy po wielu dniach podrozy. Dla Matyldy kupujemy zestaw malego plazowicza, czyli wiaderko, grabki, lopatke i kolo do kapieli. Teraz bedzie mogla budowac zamki i bezpiecznie sie kapac. Po kilku godzinach jestesy doslownie upieczeni, slonca nie czujemy bo wieje wiatr. W koncu La Boquilla to przecierz wymarzone miejsce dla kitesurferow. Idziemy na obiad, niestety jest tu znacznie drozej niz w Medellin.
Po obiedzie jedziemy zwiedzac Cartagene, krolowa karaibskiego wybrzeza. Miasto jak z bajki, jeden z najwazniejszych portow morskich, to stad Hiszpanie wywozili zloto, srebro i inne dobra materialne zrabowane w interiorze. W 1598 roku Cartagena zostala zdobyta przez sir Francisca Drake’a, a mieszkancy musieli zaplacic slony okup, aby miasto nie zostalo zrownane z ziemia. Po tym ataku, krol Filip II zdecydowal sie na znaczna rozbudowe fortow ochronnych, ktore mozemy podziwiac do dzis.
Starowka Cartageny zostala wpisana na swiatowa liste dziedzictwa UNESCO w 1984 roku. Malownicza, kolonialna architektura z bogato rzezbionymi drzwiamy wejsciowymi, okiennicami i balkonami oraz zywe, sloneczne kolory domow – to wizytowka Cartageny.
Wieczorem wracamy do La Boquilla na drugi i ostatni nocleg. Jutro jedziemy do Taganga. Ten tydzien spedzamy nad Morzem Karaibskim.