26 lutego Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC) ogłosiły, że porzucają porwanie cywilów jako narzędzie walki oraz jedno ze źródeł swojego utrzymania. Jednocześnie padła zapowiedź uwolnienia dziesięciu policjantów i wojskowych, przetrzymywanych od 14 lat. W Kolumbii nie milkną komentarze na ten temat.
Prezydent Kolumbii Juan Manuel Santos wyraził radość z deklaracji, choć dodał że jest ona niewystarczająca. Wezwał po raz kolejny wszystkich partyzantów do złożenia broni. Duża część komentatorów podkreśla, że rok 2012 byłby dobrym momentem na wejście na drogę negocjacji i rozmów o pokoju. León Valencia z czasopisma La Semana zauważa, że Santos cieszy się dużym poparciem społecznym, FARC uległo w ostatnim czasie osłabieniu, a do wyborów prezydenckich i parlamentarnych jest jeszcze daleko. Dobrze by było, gdyby do rozmów doszło właśnie teraz. Valencia przestrzega jednak, że jeden fałszywy ruch ze strony rządu lub dowództwa FARC, nieporozumienie przy uwalnianiu zakładników, jakikolwiek incydent, może natychmiast doprowadzić do ponownego wejścia na ścieżkę wojenną. Potrzeba dużo dobrej woli i ostrożności z obu stron, żeby doprowadzić do końca konfliktu, który tylko w ostatniej dekadzie pochłonął 30 tysięcy istnień ludzkich.
Historia Kolumbii ostatnich 50 lat jest naznaczona przez porwania. Olga Lucía Gómez, kierująca Fundacją País Libre dokonuje podsumowania: między rokiem 1940, a 1960 było zaledwie 10 porwań w kraju. Prawdziwa eksplozja tego zjawiska zaczęła się w latach 60-tych, kiedy cyfra ta wzrosła do 300 porwań rocznie, w latach 70–tych średnia wyniosła 400, w latach 80-tych 600, a w 90-tych ponad 800, żeby na przełomie XX i XXI wieku osiągnąć szczyt w postaci 3,500 tysiąca porwań rocznie. Porywano głównie ze względów ekonomicznych osoby bogate i wpływowe, ale także znanych polityków. Jednym z najgłośniejszych było porwanie kandydatki na prezydenta Ingrid Betancourt w czasie kampanii wyborczej w 2002 roku, sześć lat później udało się ją odbić z rąk FARC.
Znaczący spadek w tych dramatycznych statystykach odnotowano po roku 2005, w ostatnich latach średnia wynosiła około 600 przypadków rocznie. Spory sukces w walce z porwaniami odniósł były prezydent Alvaro Uribe (2002 – 2010). W latach 2003 – 2005 FARC został praktycznie wyparty z dużych miast Kolumbii: Barranquilli, Medellín oraz Bogoty, poddano również kontroli drogi, na których najczęściej dochodziło do incydentów. Mimo tego FARC pozostaje grupą odpowiedzialną za największą liczbę porwań w kraju. Pomiędzy 2002, a 2011 rokiem porwali prawie 2700 , co stanowi 28% wszystkich przypadków. Według różnych danych obecnie w rękach FARC znajduje się pomiędzy 400 a 700 zakładników. Porwania dla okupu są powszechne wśród pospolitych grup przestępczych, para się tym również Armia Wyzwolenia Narodowego (ELN). Do największej ilości incydentów dochodzi w środkowej i zachodniej części Kolumbii, w departamentach Antioquia, Cundinamarca, Cauca, Valle del Cauca, Magdalena (północ kraju).
W ostatnich latach Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii uległy znacznemu osłabieniu. W momencie powstania w 1964 miały około tysiąca żołnierzy, by z czasem osiągnąć 18 tysięcy członków i prowadzić walkę na 70 frontach w kraju. Obecnie liczbę guerrilleros szacuje się na około 9 tysięcy. Od 1964 roku aż do 2008 przywódcą FARC był Pedro Antonio Marín, lepiej znany jako Manuel Marulanda lub „Tirofijo” (celny strzał). Zmarł na skutek choroby. W tym samym roku w Ekwadorze w wyniku bombardowania zginął Raúl Reyes, rzecznik partyzantki oraz człowiek numer dwa zaraz po „Tirofijo”. Wtedy również wojsko kolumbijskie weszło w posiadanie komputerów należących do FARC, zawierających mnóstwo cennych informacji.
Kolejny potężny cios dla guerilli to przeprowadzona na południu kraju we wrześniu 2010 akcja „Sodoma”, w wyniku której śmierć poniósł jeden z kluczowych przywódców FARC Victor Julio Suárez Rojas, znany również jako Jorge Suárez Briceño alias „Mono Jojoy”. Prezydent Juan Manuel Santos określił tę akcję jako najbardziej dotkliwą dla FARC w całej historii istnienia tej organizacji. W listopadzie minionego roku zabity został Guillermo León Sáenz (Alfonso Cano), który objął przywództwo po śmierci Marulandy. Obecnie na czele partyzantów stoi Rodrigo Londoño Echeverri, alias „Timochenko”.
Wszyscy zadają sobie pytanie czy może dojść po raz kolejny do prawdziwych negocjacji pomiędzy guerillą a rządem. Próby takie w historii Kolumbii podejmowane już były kilkakrotnie. W połowie lat 80-tych otworzono furtkę, umożliwiającą partyzanom przejście do legalnego funkcjonowania na demokratycznych zasadach. Ogłoszono amnestię, część członków FARC razem z działaczami komunistycznymi z miast powołała do życia partię polityczną Unia Patriotyczna, która wzięła udział w wyborach w 1986 roku i odniosła umiarkowany sukces (z jej list wybrano radnych, deputowanych i senatorów). Zadaniem Unii miało być rozbrojenie pozostających przy broni partyzantów. W krótce doszło jednak do skrytobójstw, w wyniku których śmierć poniosło 4 tysiące członków UP oraz partii komunistycznej. O ich dokonanie podejrzewano agentów policji i współpracujących z wojskiem grup paramilitares.
Do kolejnych poważnych rozmów pokojowych doszło na przełomie wieków za prezydentury Andresa Pastrany. FARC otrzymała specjalną strefę zdemilitaryzowaną na południu Kolumbii. Negocjacje nie przyniosły jednak spodziewanych efektów. Partyzanci wykorzystali trzy lata rozmów głównie na szerzenie swojej propagandy w programach telewizyjnych, umacniając jednocześnie swoją pozycję na obszarach sąsiadujących z otrzymaną od rządu strefą. Alvaro Uribe doszedł do wniosku, że dotychczasowa polityka kolejnych rządów prowadziła donikąd i podjął bezkompromisową walkę z FARC. W jego ślady poszedł Santos.
Wielu komentatorów podkreśla, że największą przyczyną niechęci wobec FARC w Kolumbii były właśnie porwania, używane przez tą organizację jako jedno z głównych narzędzi swojej działalności. Rezygnacja z nich jest historycznym przełomem. Od tej decyzji do definitywnego końca przemocy w Kolumbii jest jednak jeszcze bardzo daleko.