Niedługo miną dwa miesiące od wyboru Nicolasa Maduro na prezydenta Boliwariańskiej Republiki Wenezueli. Kolejki po podstawowe produkty wydłużają się, na ulicach bezpieczeństwa pilnuje wojsko.
Papier toaletowy, mąka i wino mszalne pilnie poszukiwane
Okres powyborczych niepokojów pozornie się zakończył. Krajowa Rada Wyborcza na żądanie opozycji przeprowadziła audyt, który wykazał, że liczenie głosów przebiegało prawidłowo. Niedoszły prezydent Henrique Capriles uznał to za farsę. Przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Diosdado Cabello przywrócił zawieszone od ponad miesiąca prawa przedstawicielom partii opozycyjnych. Wcześniej nie pozwalano im na wchodzenie na mównicę, a nawet grożono wstrzymaniem pensji za nieuznawanie Nicolasa Maduro.
Zakończyły się wielotysięczne wiece, gorączka spowodowana najkrótszym, ale jednocześnie najbardziej wyrównanym od lat wyścigiem o najwyższe stanowisko w państwie opadła. Powróciła proza życia. Największą bolączką przeciętnego Wenezuelczyka są obecnie pustki na sklepowych półkach. Produkty pierwszej potrzeby takie jak mąka i cukier stają się towarami coraz bardziej deficytowymi. Księża narzekają, że brakuje im wina do odprawiania Eucharystii. W Caracas – stolicy kraju, mającego największe złoża ropy naftowej na świecie, trzeba się nieźle nachodzić, żeby kupić rolkę papieru toaletowego. Cztery rolki kupione za 40 boliwarów (według oficjalnego kursu równowartość 6 dolarów) to prawdziwy rarytas. Kiedy pojawi się papier, w kolejce trzeba czasem stać godzinę. Jak podaje BBC Mundo, co sprytniejsi klienci płacą ekspedientom za wysłanie im sms-a z informacją o pojawieniu się dostawy towarów.
Bank Centralny Wenezueli szacuje, że niedobory na rynku wynoszą około 20%. Nicolas Maduro winą za to obarcza nieuczciwych sprzedawców, klientów którzy wykupują produkty, by następnie sprzedać je zagranicą (głównie w Kolumbii) oraz klientów, którzy powodowani „nieuzasadnioną” paniką zaopatrują się na zapas. Nil novi sub sole. Wprowadzono ograniczenia w ilości nabywanych produktów na osobę. Pojawiły się pomysły stworzenia karty chipowej, która pełniłaby taką samą funkcję jak kartki w PRL-u, czy „książeczki” na Kubie. Na razie jednak Maduro wstrzymał się z realizacją tego projektu.
Wojsko wyszło na ulice, by bronić ludu
Znakiem rozpoznawczym nowych rządów są nie tylko wydłużające się kolejki, ale także żołnierze na ulicach. Nicolas Maduro ogłosił plan „Bezpieczna Ojczyzna” i wyprowadził na ulice Caracas 3 tysiące wojskowych. W następnych miesiącach mają się oni pojawić również w innych miastach kraju. Prezydent chce w ten sposób walczyć z przestępczością. „Wojsko wyzwolicieli, wojsko Chaveza nie wyjdzie już tak jak kiedyś 27 lutego, kiedy burżuazja wysłała je by zmasakrowało (…) lud Wenezueli (odwołanie do krwawej pacyfikacji manifestacji „caracazo ” w 1989 roku); teraz wyjdzie by go bronić.” – powiedział Maduro.
Jest to pierwszy plan walki z przestępczością od 14 lat. Zanim Chavez doszedł do władzy na 100 zabójstw było 119 zatrzymań, obecnie jest ich 9. Liczna zabójstw wzrosła czterokrotnie. Caracas uznaje się za drugie najniebezpieczniejsze miasto w Ameryce Łacińskiej po San Pedro Sula w Hondurasie. Maduro postanowił to zmienić. Użycie do tego celu wojska jest jednak powszechnie krytykowane. Wielu komentatorów zwraca uwagę, że ustanowienie wojskowych patroli na ulicach w czasie pokoju jest sprzeczne z konstytucją.