W trakcie wczorajszej sesji Zgromadzenia Narodowego Wenezueli doszło do starcia między deputowanymi partii rządzącej i przedstawicielami opozycji. 11 osób jest rannych.
Napięta atmosfera w Wenezueli trwa od momentu ogłoszenia wyników wyborów prezydenckich, które odbyły się 14 kwietnia. Opozycja z Henrique Caprilesem na czele nie chce uznać zwycięstwa Nicolasa Maduro, który uzyskał minimalnie lepszy rezultat. Czeka na zakończenie audytu Krajowej Rady Wyborczej. Przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Diosdado Cabello oznajmił, że zostanie zawieszone wypłacanie pensji parlamentarzystom nie uznającym mandatu nowego prezydenta. W czasie wczorajszej sesji nie chciał on dopuścić do głosu żadnego z deputowanych opozycji. Na sali pojawiły się transparenty, wystąpienia socjalistów zagłuszano okrzykami i trąbieniem. W końcu doszło do otwartej bijatyki. Rany odniosło 7 przedstawicieli opozycji i czterech deputowanych partii rządzącej.
Prezydent Nicolas Maduro nawoływał do spokoju i tradycyjnie już oskarżył opozycję o próbę zorganizowania zamachu stanu. Bliski współpracownik Caprilesa – Julio Borges z potężnym limem pod okiem udzielił wywiadu telewizji Globovison. Oświadczył, że przemoc dotknęła nie tylko jego, uderzenia zostały zadane każdemu mieszkańcowi Wenezueli. Brutalne ataki nie powstrzymają jednak opozycji przed dochodzeniem do prawdy. Deputowany zachęcił do organizowania pokojowych demonstracji.
Usta Julio Borgesa mówią o pokoju, ale jego zaciskające się pięści mówią co innego…