Po raz kolejny jestem w Meksyku. Uwielbiam te wyjazdy, w środku naszej smutnej zimy, nieprzyjemnych mrozów i przerażająco króŧkich dni. Dotarcie do celu, to jednak walka z własnym zmęczeniem.
Prowadzę, jako pilot pielgrzymkę, więc podróż rozpoczęliśmy 0 7:30 mszą świętą na lotnisku w Warszawie. Potem czekał nas krótki check – in i o 10:20 samolot wystartował do Paryża. Tam czekał nas stres, związany z małą ilością czasu, jaki mieliśmy na przesiadkę ( tylko 55 minut).
Na szczęście na lotnisku czekała na nas przedstawicielka linii lotniczych, która zapewniła nam szybkie przejście do naszego upragnionego samolotu, który miał zabrać nas za ocean. Nie potrzebny okazał się pośpiech, bo i tak zamiast o 13:30, nasz rejs rozpoczął się o 14:30. Przemieszczając się nad Atlantykiem, uciekaliśmy przed nadchodzącą nocą, lądując o 2:20 czasu polskiego w stolicy Meksyku. Cofnęliśmy zegarki o 7 godzin i nagle zrobiła się 19:20. Swoją drogą, jaka to szkoda, że nie ma z polski bezpośrednich połączeń do Ameryki Łacińskiej poza czarterami.
Ponieważ nie spałem w samolocie ani minuty oglądając cały czas filmy, byłem naprawdę padnięty, ledwo odpowiadając na pytania, zatroskanych o prawie wszystko ale w większości, bardzo sympatycznych turystów. O 22:30 czasu lokalnego zasnąłem, jak zabity.
To wszystko wydarzyło się wczoraj a już dziś czekał nas kolejny dzień pełen wrażeń. Poranki w mieście Meksyk są dość chłodne a temperatura o tej porze roku waha się między 8 a 25 stopniami. Na nic więc zdały się przygotowane na dzień dzisiejszy sandały.
Ruszamy zwiedzać miasto. Prowadzę ludzi na główny plac miasta Zocalo. Okazuję się, że na miejsce nie da się dojechać, bo centrum miasta okupują demonstranci. To właściciele mikrobusów, żądający podwyższenia cen za przejazdy ich środkami transportu. Mimo, że wozy są prywatne, to miasto ustala cenę biletów, stąd protestujący zebrali się pod gmachem miejscowego ratusza. Co na to powie pani prezydent Warszawy, która podniosła cenę biletów do 4,40 PLN, gdy w tym samym czasie w mieście Meksyk kosztują one tylko 80 groszy.
Na środku Zocalo powiewa olbrzymia flaga Meksyku, drugą podobnie wielką widziałem w Cancun, nad morzem Karaibskim.
Co ciekawe, rząd tego kraju sponsoruje mieszkańcom bezpłatne badania lekarskie, dlatego też część wielkiego placu zajęły Medi Busy. Chętnych jednak nie było zbyt wielu.
Opowiadam turystom historię podboju tego kraju przez Hiszpanów. Na miejscu dawnego azteckiego Templo Mayor powstała katedra, którą budowano przez setki lat, a tam gdzie stała rezydencja Montezumy, dziś stoi Palacio Nacional, siedziba prezydenta kraju. Niestety miasto to, zbudowane na jeziorze, które skutecznie chroniło Azteków do czasów konkwisty przed najeźdźcami, dziś sprawia, że całe budynki stopniowo się zapadają, powodując nienaturalne przechylenia przepięknych, barokowych kościołów.
Wchodzimy do katedry, największej w całej Ameryce Łacińskiej, posiadającej 5 dużych ołtarzy i 16 kaplic bocznych. To tu doszło do cudu, który uratował miejscowego biskupa od śmierci.
Otóż miał on każdego dnia rano w zwyczaju całować stopy drewnianej figury Jezusa. Codzienne oddawanie hołdu Panu przez biskupa, w taki a nie inny sposób, podsunęło jego przeciwnikom, myśl o otruciu go. Wysmarowali oni więc stopy Jezusa trucizną, w nadziei, że w kontakcie z ustami duchownego, będzie miała zabójcze działanie.
Biskup zbliżył się jak co dzień do krucyfiksu, by uczynić swój gest pokory i oddania. Już prawię dotknął ustami stóp Jezusa, gdy nagle, jakaś moc nieznana, zmieniła kolor drewna, z którego zrobiona była figura, na czarne. Duchowny dobrze zrozumiał przesłanie i jego życie zostało ocalone. Do dziś przy wejściu do katedry, możemy podziwiać piękną figurę CRISTO NEGRO.
Lokalny przewodnik Meksykanin, który pracuje dla nas, zapewnia nas byśmy zawsze powtarzali, że jesteśmy z Polski, bo tu w Meksyku każdy kocha papieża Jana Pawła II. Często osobiście się o tym przekonałem podróżując po całej Ameryce Łacińskiej. Ludzie brali nas na stopa, słysząc, że jesteśmy z kraju Karola Wojtyły. Jakaś Polską flaga bym się nam przydała, bowiem paru Meksykanów groźnie gwiżdże na naszą grupę, myśląc, że jesteśmy z USA. Chociaż wątpię, by potrafiliby oni skojarzyć barwy biało – czerwone z naszym krajem nad Wisłą.
Ale na pewno nie wszyscy kochają tu naszego papieża. Przekonałem się o tym, wychodząc z katedry w boczną ulicę, gdzie odbywał się pożałowania godny happening, w którym przebrani za duchownych ludzie pokazywali zdjęcia Jana Pawła błogosławiącego jakiegoś księdza oskarżonego potem o pedofilię. Nigdy w życiu nie słyszałem tylu przekleństw pod adresem tego wielkiego Polaka. Organizatorzy tego żenującego spektaklu nie wiedzieli lub nie chcieli wiedzieć, że to naziści, wymyślili już w latach trzydziestych metodę na zniszczenie kościoła, jaką może być jego skompromitowanie w Niemczech przez afery seksualne. Dziś hitlerowcy znaleźli sobie świetnych naśladowców w Unii Europejskiej a teraz także w Meksyku. Nie można powiedzieć, że takich czarnych owiec wśród księży nie ma a kościół katolicki na pewno daleki jest od ideału, bo tworzą go tylko ludzie, ale celowa nagonka medialna i wyolbrzymianie problemów z aferami tego typu, ma jeden cel – zniszczenie siły duchowej kościoła.
Miasto Meksyk zmienia swoje oblicze. Wydaję się z roku na rok coraz czystsze i zadbane, Wzrósł też stan bezpieczeństwa w samym centrum miasta, mimo wojny z kartelami narkotykowymi i jej licznych ofiar, o których często na naszym portalu pisaliśmy. Po południu udajemy się do Muzeum Antropologicznego i do Sanktuarium Matki Boskiej z Guadelupe. Ale to już historia w sam raz na kolejną relację z Meksyku, którą postaram się opublikować niebawem.
Marzy mi się taki wyjazd do totalnie egzotycznego meksyku. Na szczęście w dzisiejszych czasach podróż można łatwo zaplanować korzystając z bookingu – zatem jest to w zasięgu marzeń 😉