Tradycyjnie już wstajemy wcześnie rano, bo przed nami długo wyczekiwana trzydniowa wyprawa do peruwiańskiej selwy. Musimy być o 9:00 rano w biurze Maniti Expeditions, stamtąd zostaniemy zabrani do lodgy – dwie godziny lodka “peke peke” (nazwa pochodzi od pyrkającego bez przerwy silnika) wzdłuż wybrzeża Amazonki.
Jednak najpierw spotykamy się z Juanem i razem jedziemy do Belen, gdzie jest słynny w Iquitos targ, największy w peruwiańskiej Amazonii. Jest to dość niebezpieczne miejsce, a panująca tu atmosfera bardzo rożni od typowego targu w Polsce. Po prostu niesamowity chaos i tłok. Na jednym ze straganów jemy pożywne śniadanie, a Juan zamawia sok – kobieta wbija jajko do miksera, nabiera ciecz z plastikowego pojemnika, który stoi na podłodze, miksuje i gotowe. Popijamy ze smakiem. Ola bierze Matyldę na ręce, ja będę robił zdjęcia i ruszamy w głąb targu. Sprzedaje się tu wszystko, stargany z surowym miesem sasiaduja z rybami, owocami i warzywami. Idziemy po zabloconej drodze, mijamy stoiska, gdzie sprzadaja grillowane robactwo, krokodyle (kajmany lub lagarto), rozprute zolwie, osmiornice i kurczaki, a ostre, intensywne zapachy i panujacy fetor wbijaja sie w nozdrza. Jestesmy tez swiadkami rabunku, na chwile powstaje wrzawa, chlopak wyrwal kobiecie torebke i uciekl w strone mieszkalnej czesci Belen. Szybko sie stad oddalamy. Matylda jest pod duzym wrazeniem, wzbudza rowniez spore zainteresowanie miejscowych kobiet swoimi blad kreconymi lokami. Wracamy i jedziemy do Maniti.
Stawiamy sie o 9:00 w biurze Maniti, poznajemy tez naszego przewodnika, ktorym jest Gustawo. Jedziemy do Nanay, gdzie bylismy dzien wczesniej. Jest tu tez maly, prowizoryczny port. Czekamy jeszcze na jakichs ludzi i odplywamy. Okazuje sie, ze bedziemy podrozowac z para Chilijczykow – Jamie i Bania. Matylda jest zachwycona, szybko ich zaczepia i ladnie przedstawia sie po hiszapansku. Plyniemy Amazonka, a ogrom tej rzeki z jednej strony przeraza, a z drugiej zachwyca. W niektorych miejscach odnosze wrazenie, ze jej szerokosc to jakies trzy czy cztery kilometry. Po drodze zatrzymujemy sie na famie kajmanow Fundo Pedrito, gdzie ogladamy papugi, kajmany, zlowie i jedna z największych słodkowodnych ryb świata zyjaca w Amazonce – Paiche. Zachwyca rowniez przyroda, palmy, bananowce, kauczukowce czy male bambusowe zagajniki. Ruszmy dalej, lodka plynie powoli w strone lodge, a my podziwiamy nadbrzeze Amazonki.
W koncu docieramy. Wysiadamy i przechodzimy przez krotki pas lasu tropikalnego, a nastepnie przeplywamy przez jezioro (nazywane laguna ciszy) i jestesmy!!! Lokujemy sie w przestronnym drewnianym domku, w miedzyczasie dziewczyny kapia sie w jeziorze. Pozniej okazuje sie, ze sa w nim piranie. Lodge jest naprawde przyjemna, polozona nad sama laguna. Matylda ma nieprzyjemna przygode z oswojona papuga ara. Podaje jej na rece ziarna kukurydzy, a ta nie wiadomo czy specjalnie, czy przypadkiem dziobie ja mocno w palec. Przecina jej do krwi paznokiec i paluszek, jest duzo krzyku, ale nic powaznego sie nie stalo. Matylda bedzie jednak trzymala sie juz na dystans od papug i innych zwierzat.
Po obiedzie plyniemy zwiedzac wyspe malp. Na lodce Matylda zajmuje miejsce w hamaku i swietnie sie bawi. Towarzysza nam inne osoby, zwlasza dwie mlode Japonki interesuja sie Matylda. Jak zawsze szybko sie przedstawia i mowi ile ma lat. Na wyspie procz biegajacych i dokazujacych malp sa rowniez tukany, papugi, leniwce, zlowie. Ola kupuje pamiatki, a wracajac robimy postuj i kapiemy sie w Amazonce.
Nastepnego dnia rano wyruszamy na polow pirani. Plyniemy lodka na kraniec laguny, zatrzymujemy sie w uroczym zakatku, tuz przy brzegu. Gustawo cwiartuje kawalki kurczaka , dostajemy wedki i rozpoczynamy polow. Nabity na haczyk kawalek kurczaka szybko laduje w wodzie. Po chwili czuc jak dopadaja go piranie i kasaja, wyciagam niestety pusty haczyk. Gustawo tlumaczy, ze gdy czuje sie, jak piranie zaczynaja kasac mieso nalezy szybko pociagnac wedke. Po kliku probach przynosi to efekt. Pierwsza pirania laduje w lodce, jednak jest zbyt mala i zostaje wypuszczona. Natomiast Gustao lowi duza piranie, pozniej zostanie zjedzona przez nas na kolacje. Matylda rowniez lowi, dzielnie rzucajac wedka i probujac zlapac rybe. Ma z tego niezła zabawę.
Wracamy, po obiedzie ruszamy na spacer w głąb selwy. Dziewczyny zostaja w lodgy i wypoczywają na hamakach. Idąc mijamy domostwa, bardzo skromne. Proste, drewniane domki postawione na palach, gdzieniegdzie tlące się ogniska. Ludzie tu żyją dzięki Amazonce, ona daje im jedzenie i pieniądze.
Trzeciego dnia ruszamy by zobaczyć etniczne plemię Yagua. Jest krótkie, mało zachwycające przedstawienie w wykonaniu Indian, a także strzelanie z dmuchawki. Głównie jednak chodzi tu o to, aby rodziny sprzedały swoje wyroby. Indianie są bardzo nachalni, powoli staje się to meczące, bo każdy oferuje rzemiosło, niemniej jednak kupujemy kilka pamiątek, masek i ręcznie robionej biżuterii. Spotkanie z plemieniem Yagua nie miało w sobie nic autentycznego, ale taki już urok krótkiego, komercyjnego touru do selwy. Wracamy do lodgy, jemy obiad i ruszamy w drogę powrotna do Iquitos.
Jutro wracamy do Limy, a pozniej lecimy juz do Medellin.
Piękna wycieczka i ważne że rodzinna to na zawsze zostanie między Wami!