Jeszcze jeden dzien w Huaral z Danielem. Kanapki po solu przy glownym placu, owsianka do picia. Matylda jest dosyc elastyczna – je na ulicy, na bazarze, w kurczakarniach, barach. Nie mamy problemow z zoladkiem.
Spedzamy troche czasu z Danielem i jego psami. Matylda bawi sie z dzieciakami z sasiedztwa. W koncu wracamy razem do Limy. Dwugodzinna przeprawa autobusem – najpierw przez pustynne wybrzeze, pozniej przez zakorkowana Lime. Pod wieczor jestesmy w spokojnej zielonej, zamknietej dzielnicy wojskowych w eleganckim dystrykcie La Colina. To jedno z niewielu miejsc, gdzie domy sa wykonczone i zamkniete dachem. W Huaral i Limie, wiekszosc domow jest niedokonczonych, nieotynkowanych, z pretami wystajacymi z dachu, z kolejnym pietrem pozostajacym ciagle tylko w odleglych planach wlasciciela. Peruwianczycy to optymisci – mowi Daniel – zawsze maja nadzieje, ze uda im sie rozbudowac swoj dom.
W Limie budzimy sie skoro swit, bo o 8 rano mamy samolot do Iquitos. Niestety lot Star Peru jak zwykle jest opozniony, na szczescie tylko godzine. Po drodze czeka nas jeszcze miedzyladowanie w Pucallpie. Przed poludniem jestesmy w Iquitos, poteznym miescie w sercu peruwianskiej selwy, wyroslym na fali kauczukowego boomu sprzed dekad.
Na lotnisku ma czekac na nas Juan – host z hospitality club. Towarzyszy nam dreszczyk emocji, nieodzowany w takich sytuacjach. Czy na pewno bedzie czekal? Jest. Czeka przed lotniskiem ze swoja 17-letnia corka. Dziwimy sie troche, bo wyglada bardzo mlodo. Taksowka dojezdzamy do jego domu, polozonego zaledwie 5 minut od lotniska. Juan prowadzi nas do przestronnego pokoju, w ktorym znajduje sie tylko jeden mebel – lozko osloniete moskitiera. Szymon narzeka nieco, ze bedzie nam ciasno. Ja ciesze sie przede wszystkim, ze mozemy poznac lokalne realia. Mysle ze wiekszosc przecietnych domow w Iquitos wyglada podobnie. Fasada czesto jest ladnie wykonczona – otynkowana, wylozona kafelkami. Boki domu to juz jednak nieotynkowana cegla. Salon prezentuje sie godnie, sypialnie spelniaja swoja funkcje, ale czesc przeznaczona na toalete i lazienke to juz zwykla prowizorka – cegly zostaly tu zastapione zbita napredce blacha (zardzewiala) i deskami. Za domem znajduje sie kurnik.
Juan na codzien mieszka w Limie, gdzie pracuje w firmie budowlanej. Do Iquitos przyjechal na wakacje, spotkac sie z rodzina i przy okazji nas ugoscic. To bardzo mile. Nasz host jest od kilku lat rozwiedziniony, ma trojke dzieci. Poswieca nam caly swoj wolny czas. Autobusem jedziemy do centrum, okolo 20 minut. Pozniej korzystac bedziemy glownie z mototaxi. Iquitos to prawdziwe krolestwo tych pojazdow. Matyldzie bardzo sie podoba jazda mototaxi.
Spaceruejmy, ogladamy glowny plac z katedra, zelazny dom zaprojektowany przez Eiffela, malowniczy malecon – deptak polozony nad Amazonka. Odwiedzamy plac zabaw. Jemy obiad na targu w Nanai – 13 soli za porcje ryby z platanem lub grillowanego krokodyla (hiszp. lagarto).
Odwiedzamy kilka agencji, w poszukiwaniu ciekawego touru po selwie. Juan poleca nam Maniti Expeditions. Decydujemy sie na 3-dniowa wyprawe za 250 dolarow za nasza trojke. Nastepnego dnia mamy stawic sie o 9 w biurze agencji.Wracamy odpoczac do domu Juana. W nocy dach huczy od uderzen deszczu. Jest w koncu sam srodek pory deszczowej.