Peru jest najpiękniejszym z krajów jaki dotychczas widzieliśmy. Takich krajobrazów nie znajdziesz nigdzie indziej na świecie. Zachwyca, czasem po prostu powala na kolana. Poza tym jest tanio (no, z wyjątkiem niektórych atrakcji turystycznych). Ludzie są mili i pomocni. Zostalibyśmy tu dłużej, miesiąc to zdecydowanie za mało!
My marzymy żeby zostać, dlaczego więc tylu Peruwiańczyków myśli tylko o jednym – jak stąd UCIEC? Pytanie to jest obsesja tak wielu, że temat ten powraca w rozmowach z prawie wszystkimi poznanymi przez nas ludźmi. Ten chce wyjechać do Stanów, ten do Hiszpanii, tamten WSZYSTKO JEDNO gdzie, byle nie zostać dłużej w Peru. Ten ma brata w USA, który może mu pomoc, ten ojca, ten już w ogóle całą rodzinę, on jeden tutaj jeszcze siedzi. Naprawdę niesamowita jest ilość ludzi, którzy maja kogoś zagranica. I to nie biedota z wiosek, tylko ludzie z wielkich miast, jak chociażby Daniel – matka i bracia od dawna w Stanach, jeden brat w Japonii, czy para z Limy – mieszkają sami w wielkim domu, cale ich rodziny w USA i chcą żeby oni również przyjechali. Takich historii jest tysiące.
Wszyscy powtarzają niczym mantrę: w Peru jest ciężko, w Peru nie ma pracy. A zaraz potem dodają : „Ale Peruwiańczykowi jest trudno wyjechać, Peruwiańczyk jest źle widziany w innych krajach – jako nielegalny pracownik, pijak, brudas.” (niesamowite kompleksy maja mieszkańcy tego pięknego kraju!!!) Poza tym Peruwiańczyk prawie do każdego kraju potrzebuje wizy, wraz z która następuje tysiąc innych formalności, dla większości nie do przeskoczenia.
Wczoraj wieczorem rozmawialiśmy długo z bratem naszej hostki z Hospitality Club, z Aleksem. To młody, fajny chłopak, jak to Marcin określił ¨z ułańską fantazją¨. Aż podskakuje na krześle, mówiąc nam o tym, że za parę dni wyjeżdża do Brazylii, stamtąd za 3 tysiące dolców mają go przerzucić do Meksyku, skąd przedostanie się przez zieloną granicę do Stanów. „Paf! Paf! Paf” – układa dłonie w kształt pistoletów, udając przy tym, że biegnie, uchylając się przed kulami. „Asi es, asi es, trudne jest życie w Peru, co robić. Jak mnie deportują, spróbuję wyjechać do Europy”. Życzymy mu z całego serca, żeby się udało.
Szkoda tylko ze taki fajny chłopak, będzie się marnował, harując jako robol. Jego brat dał mu kilka tysięcy dolarów i kazał zdecydować – albo zainwestujesz w studia albo przyjeżdżaj do mnie do USA. Myślał parę dni i zdecydował. „Asi es, trudne jest życie w Peru, co robić.”
W Peru rzeczywiście musi być syf (choć PKB jest tu wyższe niż w paru innych krajach Ameryki Południowej), jeżeli ktoś taki, jak Daniel – człowiek, który w Polsce należał by do elity intelektualnej i zarabiał porządne pieniądze jako lekarz – ze względów finansowych nie jest w stanie skończyć studiów. Musi je przerwać i podjąć prace w restauracji – 7 dni w tygodniu za 600 złotych. To naprawdę smutne.
Ludzie w tym kraju zarabiają na najróżniejsze sposoby. Na ulicach, bazarach, w autobusach odbywa się cały czas oszałamiający spektakl – czasem sięgający absurdu. W cenie każdego biletu autobusowego przedstawienie – najpierw obwoźni sprzedawcy, ze swoimi przedziwnymi towarami, wystawiający mniej więcej półgodzinną sztukę, żeby zachęcić potencjalnych klientów. W Polsce od ręki zatrudniłby ich niejeden teatr. Później na scenę wkraczają żebracy. Oni też mają do opowiedzenia swoją historię. Za pomoc w postaci 1 złotówki dostajesz od nich 4-5 cukierków (normalnie ich wartość jest dużo mniejsza). Nie jest to wiec czyste żebractwo. Najciekawsza jest jednak trzecia grupa. Oni nie zanudzają publiczności historyjkami jakich wiele, oni pokazują sztuczki. Tych można najczęściej spotkać na przejściach dla pieszych. Kiedy zapala się czerwone światło dla samochodów, niczym wystrzeleni z procy, pojawiają się młodzi chłopcy, przemierzający w podskokach i saltach zebrę. Jeden z nich przebiega z kapeluszem od kierowcy do kierowcy, prosząc o zapłatę. Najbardziej spektakularny był jednak występ dwójki „cyrkowców” w Cusco. Wyjeżdżali oni na jednokołowym rowerku, i chybocząc się na nim to wprzód, to w tył, żaglowali długimi nożami przed samochodową publiką. Noże błyszczały od padających na nie promieni słonecznych. Kiedy się o siebie ocierały, w powietrzu rozlegał się złowieszczy ZGRZYT.
Za serce chwycił nas też występ mężczyzny, który za stopę podnosił z ziemi swoje kilkuletnie dziecko, tak że obracało się ono wokół własnej osi, to w prawo to w lewo, z dzielnym uśmiechem na twarzy.
De Soto tłumaczył pod koniec lat 80 trudną sytuację w Peru, tym że legalne prowadzenie biznesu w tym kraju, jest przywilejem wąskiej grupy społeczeństwa. Myślę że na dzień dzisiejszy wcale ta diagnoza nie straciła na aktualności. Korupcja i biurokracja zamykają drogę do lepszego życia dla większości. Dlatego też przejście w szarą strefę jest jedyna szansą, na normalne życie.
Obecnie Flores w sondażach znacznie wysunęła się na prowadzenie. Nacjonaliście Ollancie wypominają zbrodnie dokonane na niewinnej ludności w selwie za czasów, kiedy pracował jako wojskowy, dlatego poparcie dla niego spada. Miejmy nadzieje, że po tych wyborach w końcu w Peru coś się zmieni na lepsze. Bo jeśli nie, to nadal większość społeczeństwa będzie stała przed smutnym wyborem – zrobić wszystko, żeby wyjechać, czy zostać i żaglować każdego dnia nożami. (UWAGA: tekst ten pisany był w 2006 roku)