Być może to Indianie Pemón odkryli najwyższy wodospad na świecie, nadając mu później nazwę “Churún-Vená”. Równie prawdopodobne jest, że jako pierwszy ujrzał go jeden z badaczy tego regionu Wenezueli: Sir Walter Raleigh? Ernesto Sanchez La Cruz? Kapitan Felix Cardona? To jednak dzięki amerykańskiemu pilotowi Jimmy’emu Angelowi cały świat mógł ujrzeć zdjęcie niezwykłego wodospadu, okrzykniętego wkrótce potem “ósmym cudem świata”.
Opowieść o szalonym pilocie
O Jimmym Angelu i jego niezwykłym odkryciu krąży wiele opowieści. Wiadomo, że był on znakomitym pilotem, powtarzano anegdoty, że jest zdolny wylądować na dziesięciocentówce. Słyszałam również, że pomagał Indianom Pemón w konfliktach z górnikami, dostarczał im broń. Podobno do dziś uważają go za świętego. Co więcej, nadal żyje w jednej z wiosek José Manuel Ugarte, przyjaciel i współpracownik Angela, powszechnie wierzy się że dusza pilota po jego śmierci wcieliła się w ciało Indianina. Jimmy rozbił się w 1956 roku lecąc po pijaku awionetką.

Pewne jest, że był spragnionym przygód poszukiwaczem złota, który uwierzył że w rzekach pod tepui, niezwykłymi górami o prawie pionowych zboczach i płaskich, ściętych stożkach, znajduje się mityczne El dorado. Pierwszy raz ujrzał wodospad w 1933 roku, podczas wyprawy zorganizowanej przez kompanię górniczą “Santa Ana Mining Company” z Oklahomy do położonego w południowo – wschodniej Wenezueli regionu Gran Sabana. Wtedy jedynie Angel zobaczył, zaledwie przez chwilę w oddali niezwykle wysoki wodospad, nie dostrzegł tego ani drugi pilot, ani pozostali pasażerowie awionetki. Ze względu na fatalną pogodę, musieli wrócić do Ciudad Bolivar. Pozostając pod wrażeniem niesamowitego zjawiska Angel rozgłaszał na prawo i lewo, że widział “wodospad wysoki na milę”. Nikt jednak nie chciał mu w to uwierzyć. Na oficjalnych mapach tego regionu próżno było szukać tak wysokiego tepui jak Auyántepui (1,300 m.).
Dopiero podczas kolejnego lotu w Kanionie rzeki Churun, który miał miejsce w 1935 roku udało mu się podzielić swoim odkryciem z innymi. Tak opisuje to jeden z uczestników wyprawy L.R. Dennison w swojej książce “Devil Mountain” (“Diabelska góra”):
“<Teraz pokażę wam mój wodospad!> – krzyknął Jimmie z radością, kiedy weszliśmy w szeroką dolinę. Nie musiał go wskazywać, był doskonale widoczny z daleka. <Niezły jak na wodospad, prawda?>- spytał Jimmy. Nie mógłbym mu odpowiedzieć, nawet gdybym chciał. Oczy prawie wyskoczyły mi z orbit. Mogłem tylko gapić się zachwycony. Wyglądało to jak bezkresna lina zwisająca wzdłóż ściany kanionu, na jakieś 3 tysiące stóp, może więcej, bez przerwy aż do rozmycia we wzburzonych chmurach, w puszystej mgle. Jimmy podleciał blisko do tego cudu świata, tak blisko, że przestraszyłem się, że skrzydło samolotu rozbije się od spadającej na niego wody. (…)” (cytat za: http://www.jimmieangel.org)
W tym samym roku, w czasie kolejnego lotu, jednemu z uczestników, geologowi Shorty Martinowi udało się zrobić pierwsze zdjęcie wodospadu, które uwiarygodniło historię opowiadaną przez Angela i jego kompanów. Szalony amerykański pilot rozsławił jednak najbardziej swoje imię oraz wenezuelski wodospad dzięki spektakularnemu wyczynowi z 1937 roku. Udało mu się wtedy wylądować na szczycie Auyántepui. W wyprawie udział wzięli – jego żona Mari oraz Gustavo Heny i Miguel Angel Delgado. Zamierzali oni szukać w znajdującej się u stóp tepui rzece złota. Awionetka po lądowaniu z błocie nie nadawała się już do użytku. Podróżnicy zmuszeni byli wracać do cywilacji na piechotę, najpierw schodząc ze stromego zbocza góry, a następnie przedzierając się przez gęsty las tropikalny.
Ten niezwykły wyczyn poruszył wyobraźnię ludzi i stał się impulsem do zorganizowania wypraw badawczych w tym regionie. W 1939 roku oficjalnie rząd Wenezueli nadał wodospadowi nazwę „Salto Angel”. Dziesięć lat później ekspedycji zorganizowanej przez amerykańskiego fotoreportera Rutha Robertsona udało się zmierzyć wysokość spadku wody, co potwierdziło przypuszczenia, że jest to najwyższy wodospad na świecie (979 metrów).
Salto Angel dziś
Obecnie wyprawa do najwyższego wodospadu na świecie jest również niezwykłym doświadczeniem. Wiele osób wspomina ją jako jedną z najwspanialszych przygód w życiu. Rozpoczyna się lotem awionetką do Parku Narodowego Canaima (najczęściej z Ciudad Bolivar, Puerto Ordaz lub bliżej położonych małych lądowisk np. el Tigre, czym krótszy lot tym tańsza wycieczka). Z okien samolotu można obserwować zielone morze – las tropikalny i jego wyspy – żółtą sawannę oraz niewielkie wodospady Sapo i Sapito położone nad Laguną Canaima. Program wycieczek jest różny, zazwyczaj w pakiecie są 3 lub 4 dni na miejscu. Już sama sceneria laguny jest wręcz rajska. Bielutki piasek, palmy, woda w odcieniu czerwonym, wodospady i selwa. Jednym słowem bajka.
Do Salto Angel płynie się dwiema rzekami: Río Carrao y Churúm. Dotrzemy więc tam najpewniej drugiego lub trzeciego dnia wyprawy (chyba, że zażyczymy sobie dolecieć tam awionetką z Canaima, jest to możliwe za dodatkową opłatą, jednak pilot nie ląduje na tepui, pokaże nam wodospad i zawróci do laguny). Po drodze czeka nas nocleg w hamakach w dżungli, w położonych nad brzegiem rzeki obozowiskach bez prądu i często też bez żadnej łazienki. Można w nich miło pogawędzić przy płomieniu świecy w innymi podróżnikami, zjeść pieczone w ognisku kurczaki, posłuchać pokrzykiwania małp, spotkać ostronosa.
Sama okolica najwyższego na świecie wodospadu nie jest w żaden sposób zagospodarowana, dzięki czemu wrażenia są dużo bardziej autentyczne. Docieramy do punktu widokowego położonego na wysuniętym w przepaść kamieniu z tabliczką informująca nas jak wysoki jest Salto Angel. Póżniej możemy jeszcze wykąpać się u stóp wodospadu. Jakże inny jest odbiór tego cudu natury od oglądania Wodospadów Iguazu w tłumie turystów poruszających się po wyznaczonych ścieżkach, czy wdychania bryzy Niagara Falls w samym centrum pełnego wieżowców miasta.