Aztekowie korzystali z dwóch kalendarzy. Jednym z nich był kalendarz słoneczny, 365 – dniowy. Między 4 a 23 marca obchodzono święto Tlacaxipehualiztli, czyli czas siania. Ta niewinnie brzmiąca uroczystość miała, jak zresztą każde święto kalendarzowe Majów czy Azteków, swój barbarzyński przebieg.
Głównym patronem tych rytuałów był Xipe Totec, czyli „nasz pan, obdarty ze skóry”, bóg wiosny, pór roku, rolnictwa, a także opiekun złotników. Podobno jego kult przywędrował do Azteków z terenów nad wybrzeżem Pacyfiku, zamieszkanych przez Tlapeneków.
Uroczystości rozpoczynały się od przygotowania na śmierć, wcześniej wyselekcjonowanych jeńców wojennych. Do świątyni, gdzie mieli być złożeni w ofierze, prowadzili ich ci wojownicy, którzy pojmali ich na polu bitwy. Był to dla nich szczególny przywilej i podkreślenie ich męstwa. Na szczycie piramidy dochodziło, do znanego nam z literatury i z filmu Mela Gibsona „Apocalypto” (Majowie mieli taki sam zwyczaj), wyrywania serc jeńcom i zrzucania ich ciał po stromych stopniach.
Na dole czekali już inni kapłani i obdzierali ciała zabitych ze skóry. Miały one ponoć niezwykłą, boską moc, stąd traktowano je, jak niezwykle cenne relikwie. Młodzieńcy, którzy pojmali jeńców, wkładali te skóry na siebie i paradowali w nich dumnie po mieście, licząc, że naładują się energią bogów. W czasie tych osobliwych spacerów, prosili napotkanych o jałmużnę. Cały proces trwał 20 dni. Skóry na noc zostawiane były w świątyni, by w dzień znowu mogły służyć szczęśliwcom. Wyobraźmy sobie teraz, niesamowity odór, który wydzielał się ze skór po 3 tygodniach ich noszenia, mając na uwadze tropikalne upały, jakie panują w tej części świata. Dochodził do tego fakt, że owi młodzieńcy nie myli się przez cały ten czas i dopiero na zakończenie uroczystości odbywali rytualną kąpiel, zwaną xipeme.
Ale na tym nie koniec, tych okrutnych, perwersyjnych obrzędów. Kawałek mięsa ofiary był spożywany przez samego władcę Azteków, reszta była rozdzielana wśród krewnych i znajomych wojownika. Aby ludzkie mięso lepiej smakowało, przyrządzano je razem z kukurydzą. Młodzieńcy obnosili też krew zabitego, w specjalnym naczyniu, po różnych świątyniach, aby także obecne w nich bóstwa, mogły skosztować tego niebywałego pokarmu.
Po rytualnej kąpieli i zakończeniu uroczystości, przystępowano do wspólnego ucztowania. Rodziny na znak złożonej ofiary, umieszczały na dziedzińcu swojego domostwa wysoki pal, na którym wieszano kość udową zabitego jeńca. W takiej oto scenerii zapraszano licznych gości, do suto zastawionych stołów. Smacznego.
Dlaczego Aztekowie dokonywali tylu rytualnych mordów? Byli po prostu przekonani, że tylko dostarczanie słońcu tak drogocennego pokarmu, w postaci zabitych jeńców, może opóźnić katastrofę obecnego świata. Moim zdaniem było zupełnie odwrotnie. To ich brutalność i buta oraz ideologia imperialna, zmuszająca ich do ciągłych wypraw wojennych, w celu zdobycia nowych terenów i jeńców, sprowadziła na nich nienawiść sąsiadów i ostateczną katastrofę. Mało kto wie, że to nie sami Hiszpanie zniszczyli ich imperium. Cortes przybył na ziemie Azteków, prowadząc 508 ludzi i 16 koni. Sami nie byli w stanie pobić tylu wojowników, nawet wykorzystując podstęp i wiarę Azteków w powrót i zemstę boga Quetzalcoatla, który wg ich wierzeń, miał przybrać postać mężczyzny o białej cerze i czerwonej brodzie, odzianego w kapelusz i czarne ubranie. Przybyć miał dziewiątego dnia wiatru, czyli 22 kwietnia – dokładnie w dniu, w którym na ziemi przyszłego Meksyku pojawił się hiszpański zdobywca. Cortes, aby pokonać Azteków zjednał sobie ich indiańskich wrogów, z plemion, których przedstawiciele ginęli masowo na stopniach wielkich piramid. I mało kto wie, że pokonał to potężne imperium, głównie rękami samych Indian. Według różnych szacunków, po stronie hiszpańskiej biło się ofiarnie od 75 do 100 tysięcy przedstawicieli różnych plemion Nowego Świata. Wskutek tych walk imperium ostatecznie upadło. Czy była to rzeczywiście zemsta Quetzalcoatla?