Lot (Warszawa – Paryz, Paryz – Santiago) minal calkiem niezle, bez wiekszych problemow. Na lotnisku Charlesa de Gaulla jest nawet specjalny kacik dla dzieci. Z Paryza wylatywalismy przed polnoca, Wanda przed wejsciem do samolotu usnela w nosidle i tam tez spedzila wieksza czesc podrozy. Matylda ozywiona licznymi wrazeniami po zajeciu miejsca rzucila sie na bajkowe nowosci kinowe proponowane przez Air France i w ten sposob dzielnie doczekala kolacji serwowanej kolo godziny 1 w nocy. W ten sposob powoli przestawialismy sie na czas chilijski (4 godziny wczesniej niz w Polsce), choc do pelnej asymilacji w nowej strefie potrzebne nam beda jeszcze dwa dni. Niestety dla rodzicow z niemowlakiem nie ma zagwarantowanego pierwszego rzedu, siedzielismy normalnie wcisnieci pomiedzy dwa rzedy siedzen, co bylo dosyc niekomfortowe.
W Santiago na lotnisku czekal na nas host z couchsurfing Pablo. Autem zabral nas do swojego domu – przyjemnego mieszkania w dzielnicy San Miguel, spokojnej dzielnicy polozonej w poludniowej czesci stolicy Chile. Poznalismy jego dziewczyne Romi oraz kotke Pipe. Prawdziwym hitem dla Matyldy byl znajdujacy sie na parterze apartamentowca basen. Nie omieszkalismy zaraz sie w nim wykapac.
Po obiedzie i drzemce wyruszylismy metrem do centrum. Paseo Ahumada od stacji az do Plaza de Armas plynela rzeka ludzi. My razem z nia, cieszac sie cieplem, lodami, otaczajcymi nas widokami. Na glownym placu, pod pomnikiem poswieconym rdzennej ludnosci Chile widowisko: chlopak w starannym przebraniu nasladuje taniec Michaela Jacksona, a kilka metrow dalej pariodiuje go zabawny pijaczek. Szymon twierdzi, ze sa umowieni. Niewazne, publicznosc i tak jest zachwycona.
Nastepnego dnia dalsze poznawanie miasta rozpoczelismy od wizyty w Palacio de la Moneda. Palac prezydencki mozna zwiedzac z przewodnikiem za darmo, po uprzedniej rezerwacji przez internet. Mili carabineros pozwolili nam dolaczyc do grupy, mimo ze bylismy spoznieni i nie mielismy paszportow (jedynie Szymon mial przy sobie prawo jazdy). Kiedy bylam w Chile po raz pierwszy w 2006 wladze obejmowala Michele Bachelet. Obecnie znowu piastuje najwyzszy urzad w panstwie. Mieszkancy Santiago mowili nam jednak zgodnie, ze o ile pierwsza kadencje zakonczyla z bardzo wysokim poparciem, o tyle teraz ludzie sa nia mocno rozczarowani. Z pozycji lewicowych krytykowal ja Pablo, mowiac o niedotrzymaniu obietnic w kwestii reform socjalnych. Zas nasz przyjaciel Felipe, dyrektor prywatnej szkoly obawial sie dalszego upanstwowiania sektoru edukacji.
Obiad zjedlismy w jednym z barow Mercado Central. Niestety Chile to bardzo drogi kraj, ceny dan z karty nawet w podrzednej restauracji potrafia przyprawic o zawrot glowy. Najkorzystniej jest znalezc menu, czyli zestaw obiadowy skladajacy sie z przystawki, drugiego dania, deseru, a czasem rowniez i napoju. W Santiago przystepne menu mozna znalezc w cenie od 3 tys do 6 tys peso (18 – 36 zl). Wandzie smakowala zupa cazuela, tutejszy rosol z ryzem i kukurydza. Jak sie pozniej okaze zazwyczaj cazuele serwuja tylko w poniedzialki. Matylda przyzwyczajona do tradycyjnych polskich smakow ma zawsze spore problemy z przyswojeniem nowych potraw.
Tego dnia zobaczylismy jeszcze malowniczy Cerro Santa Lucia oraz dzielnice artystow Lastarria. Wieczor spedzilismy ze starym znajomym Felipe i jego swiezo upieczona zona Sthefanie w jednej z restauracji na Patio Bellavista.