Coś ciągnie Daniela za nami, trudno chyba wszystkim odgadnąć co, a może kto. W każdym bądź razie, Daniel jedzie z nami dalej na południe – tym razem do Paracas. W Peru panuje dość dziwny system, którego nie rozumiemy, ale cieszymy się, że możemy podróżować nieco taniej. Otóż wyruszając z terminalu z Limy do Pisco płaci się 17 złotych. Wsiadając jednak do tego samego autobusu tuż za terminalem cena wynosi 11 złotych. I to nie na lewo, w rękę kierowcy. Bilet wystawia przedstawiciel tej samej agencji, która sprzedaje bilety na dworcu. I jest to dworzec tylko tej agencji a nie 40 innych.
Autobus dociera do tak zwanego Cruce w pobliżu Pisco, skąd łapiemy collectivo za złotówkę od łebka. W Pisco wsiadamy do autobusu, który za 1,2 złotego ma przewieźć nas 25 kilometrów do celu naszej podroży. Dochodzi do niemiłego incydentu w autobusie. Otóż pomocnik kierowcy nie chce się zgodzić by nasze bagaże jechały na podłodze. Żąda umieszczenia ich na siedzeniu i uiszczenia dodatkowej opłaty. My się burzymy i burza się tez inni turyści, których problem ten nie dotyczy, ale uważają, że facet odstawia chamówę. Postanawiamy na znak protestu opuścić autobus, co czyni tez dwójka innych turystów. Koleś stracił wiec w ten sposób 5 pasażerów. Konkurencja jest duża. Za nami stoi inny bus, w którym nie mamy już żadnych problemów z bagażem. Po drodze mijamy trochę kosmiczne, znowu pustynne krajobrazy. Paracas tez otoczony jest pustynia ale ma zatokę dość ładną z plażą i parę ulic z restauracjami. Szybko znajdujemy hotel za 25 złotych z łazienką na 3 osoby. Za 30 złotych od łebka wykupujemy też wycieczkę łódką na bezludne wyspy Balletas, gdzie maja na nas czekać niesamowite cuda przyrody.
O 8 rano dnia następnego ruszamy. Niestety trudno dostrzec coś zza strasznej mgły. Nagle po 30 minutach podróży, z otaczającej nas bieli, wyłaniają się zarysy skal. Podpływamy bliżej i widok staje się coraz wyraźniejszy. Wyspa pozbawiona jest roślinności. Na jej skalnym i górzystym brzegu, schronienie znalazło tysiące ptaków, rożnego gatunku, malutkich pingwinów, fok i lwów morskich. Pierwszy raz na własne oczy widzę takie stworzenia w swoim naturalnym środowisko. Pytamy się Daniela: Skąd się tutaj wzięły tak arktyczne gatunki fauny? Nasza alfa i omega, jak zwykle znajduje odpowiedź, na nurtujące nas pytanie: Prądy marskie są tutaj tak zimne, że stworzenia te znalazły odpowiednie warunki do życia, właśnie u wybrzeży Peru. Podpływamy do plaży, gdzie wylegują się foki i gdzie przychodzą na świat ich młode. Rozlega się przeraźliwy krzyk tych zwierząt. Część fok nurkuje nam przed nosem, reszta wyleguje się dalej obojętnie. Bardziej nieruchawe są lwy morskie, które totalnie olewają nasza obecność. No i wśród ptactwa dostrzegamy tez pingwiny. Są po prostu taką miniaturka tych, które znaliśmy z ogrodów zoologicznych, ale zawsze to prawdziwe pingwiny:))
W drodze powrotnej widzimy na piaskowym wzgórzu, tajemniczy znak. Jego pochodzenie nie jest znane. Są różne hipotezy. Jedna z nich mówi, że Jose Marti wyzwalając Peru, umieścił ten znak, jako symbol masoński, bo sam był masonem. Według Daniela wszyscy prezydenci Peru, oprócz Toledo byli masonami.
Po powrocie z wycieczki, kąpiemy się jeszcze raz w morzu, a właściwie, to tylko ja się kapie, a Ola z Danielem pilnują moich rzeczy. Jemy ostatni wspólny obiad i dyskutujemy a feminizmie. Ojciec Daniela umarł na raka prostaty. Jego rodzina sprzedała fabrykę i wszystko, co posiadała, by uratować mu życie. Niestety po 2 latach męczarni jego tata zmarł. Ale jaki związek ma to wydarzenie z feminizmem? Otóż dominacja organizacji kobiecych sprawia, że właściwie każde państwo i organizacje międzynarodowe inwestują miliardy, w programy ratowania kobiet np przed rakiem piersi i innymi chorobami. W tym czasie o wiele więcej mężczyzn umiera na raka prostaty. Większość jednak organizacji międzynarodowych milczy na ten temat a rządy wielu krajów tworzą kolejne szpitale Matki i Dziecka zapominając o umierających na wiele chorób mężczyznach. Miałem wcześniej podobne zdanie na ten temat, ale teraz Daniel poparł je jeszcze swoim lekarskim autorytetem.
Nasz przyjaciel wraca do Limy, a my ruszmy dalej na południe. Smutek maluje się na naszych twarzach. Kiedy zobaczymy znowu naszego przyjaciela, mam nadzieje, że niebawem w Polsce.