Luty 2013
Od dawna marzyła mi się podróż do Ameryki Południowej, zwłaszcza do Argentyny. Nie przypuszczałam jednak, że wybiorę się do Urugwaju. Mieszkająca w Buenos Aires znajoma namówiła mnie na 9 – dniową wycieczkę po wybrzeżu Urugwaju.
Podróż statkiem z Buenos Aires do Kolonii w Urugwaju trwała ponad godzinę. Tam wsiadłyśmy w autobus do Punta Ballena, miejsca położonego 18 kilometrów od popularnego wśród Argentyńczyków i turystów z innych krajów kurortu Punta del Este. To tutaj przebiega granica pomiędzy rzeką Río de la Plata, a Oceanem Atlantyckim.
Wyjątkowo przypadła nam do gustu ta mała nadmorska miejscowość. Polecam Punta Ballena wszystkim, którzy szukają ucieczki od dużych kurortów. Zatrzymałyśmy się w nowym hostelu Casablanca. Mimo że zazwyczaj jest tu spokojniej niż w Punta del Este, teraz właśnie odbywał się zlot didżejów z Montevideo, więc nie za bardzo dało się spać. Nie to jednak było dla nas najważniejsze. Liczyła się atmosfera jaka towarzyszyła temu wydarzeniu – wszędzie pełno przyjacielskich Urugwajczyków z nieodłącznymi termosami do zalewania mate, zawsze chętnych do urządzenia parilla (grilla). Natknęłyśmy się w tej niewielkiej miejscowości na ludzi z całego świata!
W Ameryce Południowej spotyka się wielu hipisów. Na każdym kroku są szkoły jogi. W Punta Ballena poznałyśmy ludzi, którzy mieszkają w wielkim, ekologicznym domu i oferują osobom szukającym duchowej odnowy jogę i zdrową żywność. W ciągu dwudniowego pobytu poznałyśmy wielu porteños (mieszkańców Buenos Aires) oraz wspaniałego artystę urugwajskiego – Carlosa Paéz Vilaró. Okazało się, że właściciel naszego hostelu jest jego najmłodszym synem.
Właściciel zabrał nas do Casapueblo – domu zaprojektowanego w 1958 roku przez jego ojca, którego architektura przywodzi na myśl śródziemnomorskie budowle (mi skojarzyła się z Gaudim). Obecnie znajduje się tutaj muzeum, hotel, kawiarnia i taras, z którego rozpościera się zapierający dech w piersiach widok. W jednej z sal możemy obejrzeć film o życiu Carlosa Paéz Vilaró – malarza, rzeźbiarza, pisarza, architekta i kompozytora.
To, co najbardziej mnie jednak wzruszyło, to historia (opowiedziana przez aktora, który był z nami w Casapueblo) o niezłomności charakteru tego, cenionego w Ameryce Południowej, urugwajskiego artysty. Jeden z jego synów – Carlos Miguel Páez Rodríguez był uczestnikiem słynnej katastrofy lotniczej w Andach w 1972 roku. Wraz z drużyną rugby leciał z Urugwaju do Chile. Z powodu fatalnych warunków pogodowych samolot rozbił się w Andach. Słuchając opowieści aktora, przypomniałam sobie film, który widziałam dawno temu – Alive. Ciarki mnie przeszły na samo wspomnienie – pasażerowie, aby przeżyć musieli odżywiać się ciałami ofiar katastrofy i zmagać z surowym wysokogórskim klimatem. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie ich dylematów i przeogromnego bólu. Są dla mnie bohaterami. Po 72 dniach rozbitkowie zostali uratowani, do czego przyczynił się również Vilaró. Podobno artysta, patrząc w księżyc, wierzył, że jego syn żyje. Nie poddawał się i kontynuował poszukiwania. Jego wiara była bardzo silna.
Ja miałam ogromną przyjemność poznać Carlosa Paéz Vilaró osobiście, w Casapueblo – miejscu jego pracy. Niesamowity i skromy człowiek. Ma się ochotę przebywać z taka osobą, uczyć się od niej i inspirować każdym jej słowem.
Kolejnym punktem naszej wyprawy był Park Narodowy Cabo Polonio, na terenie którego – 7 kilometrów od wejścia – znajduje się wielki rezerwat lwów morskich, otoczony wydmami, lasem i plażami. Miałyśmy wrażenie, że trafiłyśmy do miasteczka hipisów. Szukałyśmy miejsca, gdzie można by wziąć upragniony prysznic. Hostele wyglądały okropnie, nie miały cieplej wody i elektryczności, bo to rezerwat. Natomiast plaże były przepiękne, zwierzęta również.
Wieczorem czekała nas niespodzianka: najpiękniejsza noc i te gwiazdy, ach te gwiazdy. Na dodatek był 14 lutego. Siedziałam i patrzyłam w niebo, a tuż obok ktoś czytał. Nie chciałam być sama, wiec zagadałam do nieznajomego. Okazało się, że to aktor z Hollywood. Gdy mi opowiadał w jakich filmach wystąpił, zaczęłam go kojarzyć. Tak sobie gawędziliśmy. Po powrocie do Polski, zobaczyłam go na billboardach i w nowym filmie. Tak jak ja uwielbia podróżować i czuć się anonimowo. Doszłam do wniosku, że nie wszyscy w Hollywood są plastikowi.
Po spędzeniu jednej nocy w Cabo Polonio wyruszyłyśmy do Punta del Diablo. Poszłyśmy na żywioł , ponieważ nie miałyśmy żadnego hostelu. Dzięki dobremu zbiegowi okoliczności, poznałyśmy w autobusie Chilijczyka, który pracował kiedyś w hostelu w Punta del Diablo i mógł nam pomóc. To się nazywa szczęście. Miejscowość urocza, dużo droższa od pozostałych, wielu gringos, ale za to panuje tu atmosfera surferów i brazylijskich rytmów ( leży tuz przy granicy z Brazylia).
Wybrzeża Urugwaju są niesamowite. Nie dziwię się, że tak wielu Argentyńczyków tutaj przyjeżdża. Ceny nie są wygórowane, choć na transport i hostele z pewnością wydamy trochę pieniędzy. Dla większych grup polecam cabañas ( domki, które można wynająć np. we trójkę lub czwórkę za niższą cenę i są bardzo wygodne.) Urugwaj jest wciąż nieodkrytym krajem przez cudzoziemców, leżącym w cieniu Argentyny, małym, ale za to jakże przyjaznym. Jeśli wybierzecie się do Argentyny, nie zapomnijcie o choćby krótkiej wycieczce do Urugwaju.
Wielu z nas uwielbia podróżować. Energia, jaka wtedy się wytwarza, jest niesamowita, ma się wrażenie, że się żyje, wszystko intensywnie smakuje, ma się czas na rozmowy, na rozmyślanie i na podziwianie natury.
Przydatne informacje
- Promem do Urugwaju:
http://www.buquebus.com/BQBWebV2/web/ENG.Home
http://www.seacatcolonia.com/index.php?sitelanguaje=EN
- Strona artysty:
http://carlospaezvilaro.com.uy/nuevo/en
Autorka tekstu: Łucja Wojtasik
Zajmuje się mobilnym nauczaniem języków obcych . Spędziła ponad 8 lat za granicą, ukończyła studia filologiczne na Uniwersytecie w Barcelonie. Podróże są wpisane w jej życiorys, podobnie jak poznawanie nowych ludzi, języków i kultur. Więcej o niej znajdziecie na speak4.me.
Swietne jestem zafascynowana
super!
nabrałam ochoty żeby się tam wybrać choć jestem trochę stara, ale prezydent Urugwaju jest starszy a tak dobrze się trzyma ;))
Pracowałem przez rok w Urugwaju,Colonia del Sacramento. Od roku jestem w domu w Polsce i wyobraźcie sobie, nie mogę sobie poradzić,normalnie tęsknię!!