W sobotę w Argentynie ukazała się książka „Disposición Final”, jest to wyznanie Jorge Rafaela Videli, stojącego na czele wojskowej dyktatury, która rządziła krajem w latach 1976 – 81. Ocenia się, że w tym czasie bez śladu zniknęło około 30 tysięcy osób. Videla od końca 2010 roku przebywa w więzieniu z dożywotnim wyrokiem, wcześniej znajdował się w areszcie domowym.
Argentyński dziennikarz Ceferino Reato spędził z dyktatorem dwadzieścia godzin między październikiem 2011 i marcem 2012 w celi numer pięć więzienia federalnego Campo de Mayo 30 kilometrów od Buenos Aires. Jorge Rafael Videla wydaje się szczerze opowiadać o czasie swoich rządów. Przyznaje po raz pierwszy, że za jego dyktatury „zniknięto”, siedem lub osiem tysięcy osób. Tłumaczy, że była to konieczna cena jaką trzeba było zapłacić, żeby wygrać wojnę z siłami wywrotowymi, które zagrażały spokojowi państwa. Ma on na myśli lewicowe ugrupowania prowadzące w tym czasie aktywną działalność. Dyktator w ten sposób tłumaczy swoje działania: „Nie było innego wyjścia (…) trzeba było wyeliminować dużą grupę osób, które nie mogły zostać sądzone ani rozstrzelane”. Wojskowi musieli ukryć ciała, by nie wywołać skandalu w kraju i zagranicą. Zrzucano je na przykład z samolotów do oceanu.
Videla opowiada również o wpływie tak zwanej „doktryny francuskiej” na brutalne metody walki z opozycją stosowane przez jego rządy – szwadrony śmierci, tortury, „znikanie”. Inspiracją dla argentyńskich katów stały się działania francuskiej armii w czasie wojny w Algierii (1954-62). Część wojskowych, która weszła w skład rządu Videli ukończyła akademię wojskową we Francji. Jest to ciekawy wątek bo zazwyczaj w przypadku latynoamerykańskich krwawych dyktatur, za miejsce szkolenia katów uznawano przede wszystkim Szkołę Ameryk w Panamie (założoną przez Stany Zjednoczone) lub wskazywano na powiązania wojskowych z nazistami zbiegłymi z Niemiec po wojnie.
Były dyktator tłumaczy, że zanim doszło do przejęcia przez jego juntę władzy, kraj podzielono na pięć „stref”. W każdej utworzono listę osób zagrażających bezpieczeństwu państwa, które miały natychmiast po zamachu stanu 24 marca 1976 roku zostać zatrzymane. Później można było: wypuścić ich z powrotem na wolność, wyciągnąć maksimum informacji i umieścić w więzieniu na czas nieokreślony albo przekazać ich do „ostatecznego rozporządzenia”. Od tego ostatniego sformułowania, po hiszpańsku „disposición final” wzięła się nazwa książki. Videla mówi, że używano go często na określenie „zniknięcia” danej osoby, na ostateczne pozbycie się niewygodnego, niepotrzebnego już „przedmiotu”.
Dyktator nie wyraża żalu ani skruchy z powodu swoich zbrodni. Ma raczej poczucie dobrze spełnionej misji. Mówi, że przewrót wojskowy miał duże poparcie społeczne, a ludzie oczekiwali od władzy zaprowadzenia porządku. Uważa również, że Bóg nigdy nie odmówił mu swojego poparcia: „Bóg wie co robi, z jakiej przyczyny i po co. Ja akceptuję wolę bożą. Myślę, że Bóg nigdy mnie nie opuścił”.
Uzupełnieniem do rozmów z Videlą są zawarte w książce świadectwa innych dowódców wojskowych, lewicowych partyzantów, polityków, urzędników państwowych i związkowców.