W nocy z piątku na sobotę doszło do wybuchu gazu w rafinerii naftowej w Wenezueli. Dzisiaj ogłoszono, że liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 48. Minęły już prawie trzy dni, a nadal nie udało się ugasić ognia.
Największa wenezuelska rafineria, w której doszło do tragedii znajduje się w Amuay na półwyspie Paraguana, w północno – zachodniej prowincji kraju. Produkuje się tutaj 640 tysięcy baryłek ropy dziennie. Eksplozję prawdopodobnie spowodował wyciek gazu. Ucierpieli przede wszystkim ochraniający instalację żołnierze Gwardii Narodowej, zniszczona została duża część infrastruktury kompleksu oraz pobliskie domy.
Na miejsce przybył w niedzielę prezydent Hugo Chavez, który ogłosił trzydniową żałobę narodową i obiecał powołanie komisji, która miałaby znaleźć przyczyny eksplozji. Właścicielem rafinerii jest państwowa spółka PDVSA. Oskarża się ją o brak odpowiednich inwestycji w rafinerie. Opozycja przypomina, że spółka stała się narzędziem w rękach Chaveza, za pomocą którego realizuje swoją socjalistyczna utopię. Władze PDVSA zajmują się takimi sprawami jak: wymiana ropy na krowy z Nikaragui (w ramach wspierania bliskiego ideologicznie, biedniejszego kraju) czy budowa mieszkań socjalnych, a nie myślą o zapewnieniu swoim pracownikom warunków do bezpiecznej pracy. W ostatniej dekadzie doszło do wielu wypadków w sektorze naftowym w Wenezueli. Jednak eksplozja w Amuay jest największą tragedią tego rodzaju na świecie od 25 lat.