Viñales ma również inne atrakcje do zaoferowania poza przepiękną przyrodą. Ma do zaoferowania najwspanialszą zabawę jaką można sobie wyobrazić. Jeżeli trafisz do Viñales w sobotni wieczór, stanie się ono obietnicą prawdziwego szaleństwa. Kolejną rewelacją jest to, że szaleństwo to nie kosztuje prawie nic. Wstęp do umieszczonej w rogu głównego placu knajpy Pollo Montanez kosztuje jedno peso convertible. Kiedy przyjdzie się w miarę wcześnie można zająć stolik. Butelka prawie 40-procentowego eliksiru rumopodobnego – 3,40. Nikt cię nie nagabuje. Możesz przy jednej butelce na parę osób spędzić całą noc.
Zabawa zaczęła się koło 23. Zabawa tzn… szaleństwo salsy! Czegoś takiego nie widzieliśmy jeszcze nigdy. Kubańskie pary po prostu płonęły tańcu! Po godzinie zapełnił się cały parkiet. Katkę wyciągnął do tańca jeden z prawdziwych mistrzów Pollo Montanez. Przyszedł poznany dwa dni wcześniej na stopie Mikel, który przyjechał tu specjalnie z Pinal del Rio, z grupą swoich znajomych. Tańczyliśmy wszyscy do trzeciej nad ranem.
Następnego dnia wstaliśmy koło południa i odrzucając wcześniejsze ambitne plany pojechania nad morze, postanowiliśmy spędzić bardzo leniwą niedzielę. Wyszliśmy na miasto, gdzie w syfnej Cafeteria de la Familia przekąsiliśmy po bułce z krokietem. Przechodząc koło Pollo Montanez usłyszeliśmy muzykę i zobaczyliśmy że… znowu tańczą. Grała jakaś naprawdę świetna kapela. Weszliśmy do środka i spędziliśmy tam kilka godzin. Spotkaliśmy znajomych z zeszłej nocy i Izraelczyka, którego poznaliśmy jeszcze w Trynidadzie. Powiedział nam, że był w wielu knajpach na Kubie, ale czegoś takiego jeszcze nie widział. Miejscowi Kubańczycy tańczyli nie tylko w parach, ale też tworzyli między sobą różne konfiguracje.
Dzięki Katce poznałam bliżej „Turbo”, kolejnego mistrza. Dowiedziałyśmy się od nich, że właściciele tego miejsca pozwalają im tu przychodzić za darmo, żeby tańcem przyciągali pozostałych klientów. Wielu z nich zajmuje się salsą profesjonalnie. Kolega Katki i „Turbo” zamierzają zawrzeć papierowe małżeństwa z poznanymi w Viñales Francuzkami (one są oczywiście tego świadome), żeby uciec z Kuby. Do ich kolegi za dwa dni miała przyjechać dziewczyna z Hiszpanii, w tym samym celu.
Wieczorem przyszliśmy jeszcze raz do Pollo Montanez. Zamówiliśmy eliksir, przysiadło się do nas jeszcze paru Izraelczykow. Ludzi było już dosyć mało i kubańskie pary nie zapłonęły tak jak wcześniej, ale wieczór i tak był udany.
Oto nasze wideo z klubu salsy: