Bycie sportowcem w Wenezueli, jak w każdym socjalistycznym kraju o ograniczonej demokracji, ma swoje zalety i wady. Bycie sponsorowanym przez państwowy koncern PDVSA kierowcą Formuły 1 zapewnia wejście do elity kraju, otwiera drzwi na prezydenckie salony, umożliwia serdeczne stosunki z Hugo Chavezem i jego rodziną. Nie pozwala jednak na apolityczność.
13 maja na torze Circuit de Catalunya pod Barceloną Wenezuelczyk Pastor Maldonado wygrał swój pierwszy wyścig w F1. Zespół sir Franka Williamsa czekał na to zwycięstwo przeszło 7 lat. To drugi sezon Maldonado w Williamsie, a jego debiut rok temu był możliwy dzięki wsparciu finansowemu z jego ojczyzny, a przede wszystkim wenezuelskiemu koncernowi petrochemicznemu PDVSA. Maldonado przez 4 sezony jeździł w przedsionku F1 wyścigowej serii GP2, której mistrzem został w sezonie 2010.
Jak na Latynosa przystało jeździł dość agresywnie, a czasami emocje brały górę. W 2008 roku w wyścigu na torze Silverstone dostał dwie kary za przekroczenie prędkości w alei serwisowej i wyprzedzanie przy żółtej fladze, a tuż przed metą spowodował kolizję z innymi kierowcami. W 2005 roku ścigając się w serii WSBR (World Series by Renault) w czasie treningu na torze Monako nie zwolnił przy żółtej fladze po wypadku innego kierowcy i uderzył w jego auto, którym zajmowali się już porządkowi. Jeden z nich doznał poważnych złamań, a Maldonado wykluczono z kolejnych 4 wyścigów. Podobno Automobilklub Monako dożywotnio zakazał Wenezuelczykowi startów na ulicach Księstwa. Jak widać kara nie została utrzymana, Pastor odniósł zwycięstwa na tym torze w GP2 w 2007 i 2009 roku. Osoby zbliżone do Automobilklub Monako twierdzą, że Hugo Chávez wywarł presję na władze Monako i dyskwalifikację zamieniona na wysoką karę finansową. Nie wiadomo czy są to tylko plotki, ale nie da się ukryć, że Pastor Maldonado zaszedł tak wysoko w wyścigach przede wszystkim dzięki najważniejszej osobie w Wenezueli.
Dyktatorzy lubią otaczać się bohaterami narodowymi, zarówno tymi sprzed wieków, jak i współczesnymi. Zarówno Simon Bolivar oraz Francisco Miranda, jak i Pastor Maldonado mają legitymizować prezydenturę Hugo Chaveza. Tych dwóch pierwszych nie sposób zapytać o zdanie, Bolivar nie będzie miał szansy wypowiedzieć się na temat firmowania jego nazwiskiem socjalistycznego eksperymentu XXI wieku, Miranda nie skrytykuje wycierania sobie nim gęby przy okazji wprowadzenia zmian do narodowej flagi. Cóż, Pastor Maldonado mógłby teoretycznie odciąć się od państwowego reżimu, tylko wtedy prawdopodobnie nigdy nie udałoby mu się trafić do Formuły 1. Dziś jego zwycięstwo w wyścigu GP Hiszpanii również starają się zawłaszczyć wenezuelskie władze. Nie wygląda na to by sam zainteresowany miał coś przeciwko temu.
Jedną z zalet autorytaryzmu jest to, że wiadomo, kto pociąga za sznurki. Rozwiązanie niektórych problemów jest łatwiejsze, niż w systemie ograniczeń narzuconych przez transparentną demokrację. Jak Maldonado brakowało pieniędzy, zadzwonił po prostu do Hugo Chaveza, a ten obiecał od razu, że „zobaczy, co da się zrobić”. Wkrótce po tym kierowca Formuły 1 miał już sponsora – państwową spółkę naftową PDVSA. Chavez, tak to później komentował: „Teraz Pastor będzie się ścigał z napisem <PDVSA. Wenezuela>, bo jest patriotą.”
Dzięki olbrzymim pieniądzom otrzymanym od Petróleos de Venezuela, Maldonado dostał się do zespołu Williamsa. W tym roku koncern przesłał na konto zespołu ponad 27 milionów funtów. Tak komentuje to portal formula1.pl: „Williams zapytany o to czy Maldonado znalazł się w zespole ze względu na pieniądze, odparł: <Tak, do pewnego stopnia. Nie zaprzeczam temu. Ale gdyby był idiotą, nie znalazłby się w zespole bez względu na ilość posiadanych funduszy.(…) Wykonał dobrą robotę w GP2 i w pełni zasłużył na miejsce w zespole z lub bez kasy. Prawdą jest, że gdy nie ma się kasy, nie można być w Formule 1.”> Obecnie Pastor Maldonado jest dla zespołu wyjątkowo cenny, zapewnił mu pierwsze zwycięstwo od 2004 roku.
Pastor Maldonado po swoim triumfie w Barcelonie serdecznie podziękował za wsparcie wszystkim Wenezuelczykom, koncernowi PDVSA oraz rządowi. Wyraził radość z tego, że teraz na świecie Wenezuela będzie znana „nie tylko ze swoich miss i bogactw naturalnych, ale także ze sportu.” Ojczyzna nie pozostała mu dłużna. Hugo Chavez napisał na Twitterze: „A nie mówiłem: zwyciężył nasz Pastor Maldonado, przechodząc do historii. Brawo Pastor! Gratulacje dla ciebie i dla całego twojego walecznego zespołu. Zwyciężymy!” Zgromadzenie Narodowe następnego dnia wyraziło uznanie dla kierowcy.
Wenezuelczycy entuzjastycznie przyjęli sukces swojego rodaka, choć nie zabrakło także krytycznych i złośliwych komentarzy. Od zawsze pojawiały się głosy, że jest paradoksem żeby socjalistyczny rząd wspierał tak elitarny sport, a państwowy koncern przeznaczał astronomiczne sumy na wspieranie kierowcy, kiedy w kraju brakuje pieniędzy na szkoły i szpitale. W „Tal Cual” pojawiła się karykatura przedstawiająca Karola Marksa kierującego bolidem Formuły 1 z napisem: „Uważaj: istnieją dzikie kapitalizmy, które są socjalistyczne”. Inny obrazek przedstawia Pastora Maldonado na torze, zdającego sprawozdanie: „Tam zmierzamy comandante, cel to 7 października”. Tego dnia odbędą się wybory prezydenckie w Wenezueli.
W minioną środę „El Nuevo País” opublikował na okładce zdjęcie zrobione tuż po GP Hiszpanii, przedstawiające Maldonado z Maríą Gabrielą, córką Chaveza w garażu Williamsa. Gabriela umieściła je na swoim profilu na Twitterze. Pojawiły się pod nim niewybredne komentarze, dotyczące min. bogactwa prezydenckiej rodziny. Maldonado nie pozostawił swojej przyjaciółki samej w obliczu ataków. Napisał: „Dziękuję za twoje bezwarunkowe wsparcie i za wiarę… my też cię uwielbiamy!!!!” Brukowce postanowiły dalej drążyć temat i następnego dnia ukazało się zdjęcie, na którym można zobaczyć Maldonado z grupą znajomych na plaży, wśród nich jego dziewczyna Gabriela Tarkanyi oraz… córka Chaveza. Wydaje się więc, że ich znajomość to coś więcej niż zwykła kurtuazja.
Maldonado wielokrotnie wyrażał swoje uznanie dla Chaveza i rewolucji. W 2010 roku, kiedy został mistrzem GP2, otrzymał z rąk prezydenta medal „Orden Libertador”. Wystąpienie kierowcy przed głową państwa i tłumem zgromadzonym na stadionie w Caracas to znakomity przykład socjalistycznej nowomowy, znanej nam doskonale z okresu PRL-u. Maldonado tak komentuje swój sukces w GP2: „(…) To wielkie zwycięstwo Wenezueli, które przynoszę do Pana, prezydencie. (…) Chciałbym podziękować przede wszystkim Panu za wsparcie udzielone wenezuelskim sportowcom, za bycie inicjatorem rewolucji sportowej. (…) Od dziecka moim marzeniem było zostać kierowcą formuły i osiągnąłem to dzięki tej rewolucji. (…) Niech żyje sport narodowy! Niech żyje Wenezuela! Niech żyje rewolucja wenezuelska! Ojczyzna, socjalizm albo śmierć! Zwyciężamy!” Trudno o lepsze świadectwo swojej lojalności wobec systemu.
Chavez tłumaczy, jak załatwił Maldonado sponsoring PDVSA:
Maldonado prezentuje swoje możliwości w czasie przejazdu bolidem F1 przez główną ulicę Caracas w styczniu 2011 roku, po przyjęciu go do zespołu Williamsa.
Wystąpienie Pastora Maldonado na stadionie w Caracas po przyznaniu mu „Order Libertador”:
Hugo Chavez wręcza Pastorowi flagę Wenezueli, przytaczając jej historię. Mówi, że została przywieziona do ojczyzny 200 lat temu przez Francisco de Mirandę, który mimo że nie był kierowcą F1, to również objechał cały świat.:
Autorami tekstu są: Ola Plewka – Szmigiel i Szymon Szmigiel