Zakapturzeni uczestnicy manifestacji pierwszomajowej zaatakowali policję w Santiago de Chile. W Boliwii tradycyjnie już w ten dzień Evo Morales ogłosił kolejną nacjonalizację. Na Kubie Raul Castro poprowadził marsz pod hasłem „utrzymania i doskonalenia socjalizmu”. W Nikaragui odwołano manifestacje, by spokojnie oddać hołd zmarłemu dzień wcześniej Tomasowi Borge – jednemu z twórców Sandinistowskiego Frontu Wyzwolenia Narodowego.
Boliwia
Tak jak w Polsce ludowej wszystkie ważne nowo wybudowane obiekty oddawano uroczyście do użytku dnia 22 lipca, tak w Boliwii tradycją już się stało, że 1 maja Evo Morales ogłasza jakąś nacjonalizację. Wszystko zaczęło się w pierwszym roku prezydentury, kiedy to w Święto Pracy, pierwszy obywatel przystrojony w kask, przekazał państwowej firmie Yacimientos Petrolíferos Fiscales Bolivianos kontrolę nad sektorem naftowo – gazowym. Spełnił w ten sposób swoją główną obietnicę wyborczą.
W kolejnych latach pod młotek poszły następne firmy, wymieńmy jedynie kilka przykładów: w 2008 telekomunikacyjna (Entel), w 2009 dostarczająca paliwa do boliwijskich lotnisk (filia brytyjskiego British Petroleum – Air BP), w 2010 firmy wytwarzające i dostarczające energię elektryczną (Corani, Guaracachu, Valle Hermoso, Empresa de Luz y Fuerza Electrica Cochabamba SA.). W tym roku padło na hiszpańską Red Electrica de Espana – firmę dostarczającą energię elektryczną (Transportadora de Energía – TDE) 85 procentom Boliwijczyków, korzystającym z tej usługi. W jej posiadaniu znajdowało się ponad 70% linii przesyłowych na terenie kraju. Cała akcja odbyła się w dość dramatycznej atmosferze, bo TDE przejęło wojsko, budynek spółki przybrał wkrótce wygląd oblężonej twierdzy. Morales tłumaczy to posunięcie koniecznością kontroli nad kluczowym sektorem gospodarki oraz brakiem wystarczających inwestycji w infrastrukturę ze strony firmy w ostatnich latach. Cóż, Hiszpanie nie mają ostatnio szczęścia w Ameryce Południowej.
Chile
Około 8 tysięcy osób wzięło udział w pierwszomajowym marszu w Santiago de Chile. Z centrum wyruszył roztańczony tłum robotników i studentów z flagami i transparentami pełnymi haseł o konieczności wprowadzenia wyższych płac i lepszych warunków pracy. Marsz zorganizował największy chilijski związek zawodowy Central Unitaria de Trabajadores. Domagano się między innymi ustanowienia płacy minimalnej na poziomie 515 dolarów, obecnie jest to 375 dolarów. Minister pracy Evelyn Matthei odpowiedziała od razu, że spełnienie tego postulatu, spowodowałby z pewnością wzrost bezrobocia.
Kiedy manifestacja dobiegała już końca kilkadziesiąt zakapturzonych osób zaatakowało policję. Rzucano kamieniami, wznoszono barykady, rozpalano ogniska, niszczono sklepy. Policja użyła armatek wodnych i gazów łzawiących. Zatrzymano 20 osób. Protesty miały miejsce również w innych miastach min. Valparaíso i Concepción.
Kuba
Na Kubie praktycznie w każdej większej miejscowości tradycyjnie przeszły liczne pochody pierwszomajowe. Ludzie „dobrowolnie” i „spontanicznie” chcieli wyrazić swoje poparcie dla rozkwitającego na wyspie od ponad pół wieku socjalizmu. W Hawanie na czele marszu stanął Raul Castro. Hasłem przewodnim było „Utrzymanie i doskonalenie socjalizmu”.
Przemawiał min. przewodniczący jedynego związku zawodowego la Central de Trabajadores de Cuba Salvador Valdés. Wyraził swoje poparcie, dla zachodzących na Kubie przemian gospodarczych, zaznaczając jednocześnie że na drodze do pełnego sukcesu będzie jeszcze wiele „przeszkód i trudności”, ale wystarczy zwiększać poziom produkcji, pracować wydajniej, oszczędzać, walczyć z korupcją i brakiem dyscypliny, a „gospodarcza bitwa” z pewnością zakończy się sukcesem. Zażądał zniesienia przez Stany Zjednoczone blokady ekonomicznej oraz uwolnienia pięciu bohaterów – „więźniów imperium” (zatrzymanych w 1998 roku w USA kubańskich agentów). Nie wspomniał nic o masowych zwolnieniach w sektorze publicznym. Raul Castro planuje do 2015 roku pozbawić pracy pół miliona osób.
Nowością był udział w tegorocznym pochodzie po raz pierwszy pracowników sektora prywatnego. W kubańskim żargonie nazywa się ich „cuentapropistas” – „pracujący na własne konto”.
Nikaragua
W poniedziałek o 9-ej wieczorem łamiącym się głosem Rosario Murillo – żona prezydenta Daniela Ortegi i jednocześnie rzeczniczka jego rządu ogłosiła: „Bracia Nikaraguańczycy, z głębokim żalem musimy zakomunikować, że zakończył swoje życie na ziemskim padole, życie rewolucyjne, comandante Tomás Borge”. Prezydent ogłosił trzydniową żałobę, marsze pierwszomajowe zostały naturalnie odwołane.
Borge był ostatnim żyjącym założycielem Sandinistowskiego Frontu Wyzwolenia Narodowego. Jego ojciec walczył w oddziale Augusto Césara Sandino, który powstał w odpowiedzi na interwencję Stanów Zjednoczonych w Nikaragui między 1926 a 1932 rokiem. Borge bardzo szybko zaangażował się w walkę przeciwko dyktaturze klanu Somozów, parokrotnie był aresztowany i spędził kilka lat w więzieniu. Między innymi z jego inicjatywy w 1961 roku powołano do życia lewicową partyzantkę FSLN, która przyczyniła się do zwycięstwa rewolucji sandinistów w 1979 roku. Borge został Ministrem Spraw Wewnętrznych. Zasłynął z prześladowań przeciwników politycznych oraz przedstawicieli kościoła katolickiego, był jednym z najbardziej „twardogłowych” reprezentantów nowej władzy. Urząd ten sprawował aż do 1990 roku, kiedy sandiniści przegrali wybory.
Pomiędzy 1997 i 2002 rokiem Borge był członkiem Parlamentu Ameryki Środkowej. W 2007 roku po zwycięstwie FSLN w wyborach i objęciu prezydentury przez Daniela Ortegę, został mianowany ambasadorem w Peru. Funkcję tę pełnił aż do śmierci. Zmarł w wieku 81 lat. Dla sandinistów pozostanie bohaterskim rewolucjonistą, dla pozostałych symbolem państwowej przemocy lat 80-tych i członkiem „oligarquía orteguista”. Terminem tym określa się byłych partyzantów, którzy bardzo wzbogacili w czasie rządów Ortegi. Nazwisko Borge padało bardzo często w kontekście wielkich skandali korupcyjnych ostatnich lat.