Oferta złożona po pijaku przez kuzyna Rafaela, że możemy zamieszkać w jego hotelu, której nie traktowaliśmy poważnie, nagle nabrała realnych kształtów. Nie zdążyliśmy jeszcze opuścić gościnnego domu Israela Eka, a tu dzwoni telefon. Nasz gospodarz notuje dane hotelu w Playa del Carmen. Możecie zostać w nim trzy noce – mówi Rafael. Bardzo mu dziękujemy i zmieniamy trochę nasze plany, bowiem tego dnia mieliśmy stopować już do oddalonego o 130 km na południe od Cancun – Tulum.
Nasz host wywozi nas na super stację benzynową we właściwym kierunku, pierwsza osoba spytana jedzie do naszego celu podróży. Wsiadamy i już po 40 minutach jesteśmy w Playa del Carmen . Miasto od razu nie robi na nas dobrego wrażenia. Szerokie, nieciekawe ulice. Szare domy. W końcu docieramy do miejsca noclegu. Naszym oczom ukazuje się motel wielkości hali magazynowej. Przy wejściu jest małe okienko z kratami i bramą szczelnie zamkniętą. Czytamy cennik: pokój zwykły 250 peso, z jacuzzi 350 peso. Maksymalny czas pozostania w pokoju – 4 godziny. Opłatę proszę uiścić przed wjazdem. He he, szybko trafia do nas, że przybyliśmy właśnie do hotelu na godziny, którego właścicielami są nasi znajomi z Cancun. Strasznie nas to ubawiło. Pukamy do okienka. Czy jest El Flaco? – pytamy zgodnie z udzieloną nam instrukcją. – Przysyła nas Rafael, mamy tu bezpłatny nocleg. Jasne, wchodźcie, mamy szampana, wino, możecie zamówić. Otwiera się brama wjazdowa. Wchodzimy do środka. Po obu stronach widzimy rząd takich samych jakby segmentów prawie bez okien, z własnym miejscem postojowym, przysłoniętym zieloną kotarą. To po to, aby nikt postronny nie mógł np. zapisać numerów rejestracyjnych męża który właśnie zdradza swoją żonę. Pełna dyskrecja. Co jakiś czas przestrzeń między segmentami ozdobiona jest figurkami w stylu rzymskim czule przytulających się par.
Wchodzimy do naszego pokoju. Ma szerokie łóżko, dość dużo luster i oczywiście intymne oświetlenie i łazienkę. Nie zostajemy tu długo, szybka kąpiel i idziemy na plażę. Wcześniej wysyłamy jeszcze paczkę do Polski z naszymi wszystkim zdjęciami. Rany uzbierało się tego trochę. 22 płyty. Płacimy 20 dolarów, po 2 tygodniach ma dotrzeć do Polski. To takie zabezpieczenie, by nie stracić tych zdjęć w razie kradzieży aparatu i dysku mobilnego. Docieramy na plażę. Jest dość ładna, ma śliczny prawie biały piasek, tak jak w Cancun. Ten dzień spędzamy pławiąc się w wodzie. Ale podjęliśmy już decyzję, szkoda czasu, dłużej niż jedną noc tu nie zostaniemy. Wracamy do hotelu, ciekawi jak będzie wyglądała noc w motelu na godziny.
Rzeczywiście, miejsce to cieszy się dużą popularnością. Może spowodowane jest to tym, że jednak rodziny meksykańskie są konserwatywne i nie można mieszkać ze sobą przed ślubem. A może i tym, ze gorący temperament Latynosów sprawia, że mają oni wiele kochanek. Samochody wjeżdżają jeden za drugim, różne – od Volkswagena garbusa po niezłe limuzyny . Niektórzy wpadają rzeczywiście tylko na godzinę, inni zostają dłużej. Nasz motel na noc zmienił oblicze. Wszystko jest podświetlone w niebiesko – zielonkawych barwach. Jesteśmy w fabryce seksu obdartej do reszty z romantyzmu. Dobranoc.