Wielotysięczne demonstracje zwolenników prezydenta, liczni goście z zagranicy. Jakie święto obchodzi dziś Wenezuela?
Hugo Chavez od ponad miesiąca pozostaje na Kubie. Jego stan jest ciężki, choć nikt dokładnie nie wie jak bardzo. Sprawujący od 14 lat władzę el comandante dzisiaj powinien zostać zaprzysiężony na kolejną kadencję (2013 – 2019). Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali, co wydarzy się 10 stycznia. Już wiemy, że praktycznie nie stanie się nic. Status quo będzie utrzymane do odwołania. Wczoraj Sąd Najwyższy orzekł, że Chavez pozostaje na stanowisku, a jego zaprzysiężenie przesuwa się w czasie do momentu zakończenia leczenia na Kubie. Faktycznym zwierzchnikiem rządu w kraju jest zaś nadal wiceprezydent Nicolas Maduro.
Mimo, że do zaprzysiężenia nie dojdzie, tysiące zwolenników Chaveza postanowiło zorganizować przemarsz w Caracas, który ma być manifestacją ich siły oraz świadectwem tego, że stoją murem za swoim wodzem i nie pozwolą na żadne zmiany w kraju. Z zagranicy swój udział w wiecu zapowiedzieli min. prezydenci Urugwaju José Mujica, Boliwii Evo Morales oraz Nikaragui Daniel Ortega. Chcą wyrazić wdzięczność za pomoc, jaką wenezuelski caudillo udzielił ich państwom.
W swoim ostatnim przemówieniu, tuż przed wylotem do Hawany Chavez namaścił na swojego następcę Nicolasa Maduro. Prosił Wenezuelczyków o poparcie dla niego, jeśli dojdzie do wcześniejszych wyborów. Zgodnie z konstytucją, gdy prezydent nie jest w stanie sprawować władzy, tymczasowo urząd obejmuje przewodniczący Zgromadzenia Narodowego i w przeciągu 30 dni ogłasza nowe wybory. Najwyraźniej jednak strona rządowa robi wszystko, żeby odsunąć ten moment w czasie. Według przedstawicieli opozycji, na Kubę powinna udać się niezależna komisja lekarska, która orzekłaby czy Chavez będzie jeszcze w stanie pełnić funkcje głowy państwa. Jeżeli nie, tymczasowym prezydentem należy ogłosić Diosdado Cabello, przewodniczącego Zgromadzenia Narodowego.
Wielu komentatorów zastanawia się, czego faktycznie obawia się wiceprezydent. Jeżeli bowiem doszłoby do wyborów, to z łatwością by je wygrał. Chavez albo udzielałby mu wsparcia ze szpitala albo jeśliby doszło nawet do śmierci el comandante, to tym bardziej miliony oddałyby głos na namaszczonego przez niego Maduro. Jedna z hipotez jest taka, że Diosdado Cabello nie oddałby łatwo władzy. Uważa się go za reprezentanta prawego skrzydła wenezuelskich sił zbrojnych, nie związanego tak bardzo z ideałami „socjalizmu XXI wieku” oraz z kubańskimi przyjaciółmi. Cabello ma na swoim koncie różne afery korupcyjne oraz powiązania z przemysłem narkotykowym. Nigdy nie należał do najbliższych przyjaciół Chaveza.
Nicolas Maduro wręcz przeciwnie, od nieudanej próby dokonania zamachu stanu w 1992 roku, która zakończyła się aresztowaniem Chaveza, pozostaje wierny swojemu przywódcy. W 2006 roku stanął na czele Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jako szef dyplomacji walczył dzielnie z amerykańskim imperializmem i nawiązał dobre relacje z przywódcami takich państw jak Białoruś, Chiny, Iran, Rosja, Libia oraz Syria. Był jedną z głównych postaci w czasie ubiegłorocznej kampanii prezydenckiej. Chavez nagrodził go stanowiskiem drugiej osoby w państwie. Ten były kierowca autobusu, teraz prawdopodobnie będzie musiał pokierować prawie 30 milionowym narodem.