Następnego dnia ruszamy już w stronę Peru. Znowu jedziemy okropnym autobusem ( za 8 dolców), w którym tuż przed granicą mamy wrażenie ze kipniemy z duchoty i gorąca. W sumie aż 8 godzin jazdy! Odległości południowoamerykańskie dają nam się mocno we znaki… Służba graniczna przegląda swoje opasłe zeszyty, żeby w końcu dojść do wniosku, że POLACY JEDNAK WIZY DO PERU NIE POTRZEBUJĄ!

Wjeżdżamy do najpiękniejszego ponoć kraju na naszym szlaku i co widzimy…? Pustynię i śmieci. Wzdłuż drogi co jakiś czas pojawiają się sklecone naprędce biedne domki. Okno mamy otwarte, więc czujemy również zapach tego owianego podróżniczymi legendami kraju. Zdegustowany nieco Marcin określa to w trzech słowach – ¨smród, bród i ubóstwo!¨

Po kilku godzinach wjeżdżamy do miejsca naszego przeznaczenia – do Piury. Jest 15 stycznia – dziś mój drogi brat kończy 34 lata. Wszyscy Peruwiańczycy muszą więc wziąć na to poprawkę i wybaczyć mu te niepochlebne słowa pod adresem swojego kraju, które padły, kiedy solenizant wychylał się przez okno autobusu dojeżdżającego do dworca w Piurze: ¨I w tym syfie mam spędzić swoje urodziny?! Brzydotę tego miejsca mogę porównać chyba tylko z Tegucigalpą!¨ (w tym miejscu o wyrozumiałość proszę również mieszkańców Hondurasu).

Tak naprawdę mamy wrażenie jakbyśmy powrócili nagle do Ameryki Środkowej. Ekwador to zupełnie inny świat, który został daleko, daleko za nami. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego, że w Peru PKB na osobę jest większe niż u północnego sąsiada… Te dwa kraje różnią się na pierwszy rzut oka niczym niebo i ziemia. Tutaj roztacza się przed nami znajomy skądinąd krajobraz – niskie, bylejakie domy, ulice, których każdy metr kwadratowy wypełniony jest ludźmi, hałasem i brudem… Jeden koło drugiego pomykają rozwrzeszczane autobusiki, niczym roje pszczół przemieszczają się żółte taksówki, śmigają zwinne mototaxi.

Mototaxi właśnie łapiemy, żeby dostać się do hotelu. Od tej pory stanie się to nasz ulubiony środek transportu, tani i szybki. Za nas dwoje płacimy 1,5 sola (równowartość 1,5 złotego). Zaraz potem czeka nas kolejna miła niespodzianka – duży, ładny pokój w hotelu dostajemy za 15 złotych! Może Peru jednak nie jest takie złe…
Wychodzimy na miasto i z trudem odnajdujemy coś interesującego. Piura to najstarsze kolonialne miasto w Peru – pierwsze ufundowane przez Pizarra. Pomnik konkwistadora stoi obecnie w nieciekawym parku nieopodal czegoś, co przewodnik Lonely Planet nieco na wyrost nazywa rzeką… Stan wody jest akurat baaardzo niski.

Przy głównej ulicy znajdujemy całkiem miły bar, w którym możemy litrowym pysznym piwem wznieść toast za zdrowie mojego brata! Centrum Piury nocą wygląda nawet ładnie.